Konferansjer - ...obok sceny jest
sklep w którym można
zakupić gadżety związane z
zespołem Łzy, koszulki, płyty...
... tarty czosnek, ciętą cebulę -
mówię uśmiechając się do
Pazurka spowitego w moje ramiona.
Śnię mój Pazurku. Przyśnił mi się
ból. Ból obezwładniający i niewypowiedziany. Ból, który , gdybym potrafił
opisać go słowami dałby mi nagrodę Nike, pieprzonego Nobla i miejsce w
kanonach. Ból przemieszczający się przez tkanki i kości. Omijający z czasem
każdy środek przeciwbólowy, tak że można go użyć tylko raz. Ból uchodzący
powoli z ropą z przebitych dziąseł i zmieniający samą strukturę czasu , tak że
każda minuta wydaje się wiecznością..
Po czterech nocach bolesnego
bezsnu, zadziwiający dzień absolutnych eskalacji. Wieczorem „Avalon” Mamoru
Oshi i Animatrixy. Potem noc pełna snów, zwidów i wizji. Nagłe przebudzenia na
kołdrze w ciągu ciepłego ciągu powietrza od okna. Stechnoligizowane sny,
zdigitalizowane wizje. Rano czułem się jakbym miał kable w głowie, ale było mi
lepiej...
...Bo w końcu przyszedł ten
niedzielny ranek by mnie uratować.
W niedzielny ranek szedłem przez
zamknięty Błędnik, główny most samochodowy miasta. W blasku słońca, na wygiętym
łuku mostu, który wynosił mnie ponad miasto wyobrażałem sobie, że doczekałem w
końcu tej globalnej katastrofy , która uśmierciła resztę ludzkości i nareszcie
mogę bezkarnie włamywać się do sklepów modelarskich. Szedłem środkiem pustej
jezdni i zastanawiałem się czy nadal śnię.
Nie chcę bólu, boję się go i
unikam - jestem człowiekiem, ale cenię go jako doznanie , intensywne i
absolutne. Cenie też uczucia , które przychodzą gdy mija. Smakuję zarówno ból
jak i jego brak. Rozkładam go na elementy , doceniam , próbuję opisać - jestem
kiszczakiem.
W herbaciarni się ztłumiliśmy.
Przybyła Aube z Kłosem. Ona z różą, oni razem. W powietrzu zawisło pytanie o
konfigurację. Avatar z warkoczem i ja ze świeżo kupioną szałwią. Lennonka z
blizną , rozmawialiśmy o starych wierszach i ewolucji poglądów.Ty Pazurku
zawsze obok i Phantom z kumpem.
Potem ogromne , wypalone wnętrze
kościoła św. Jana. Jakbyśmy szli przez wnętrze skorupy gigantycznego, martwego
ślimaka. Na ścianach strzępy niemieckich napisów mówią o zapomnieniu. Wzdłuż
ścian wielkie zdjęcia wystawy National Geografic. Snopy żółtego światła
wydobywają z rozproszonego cienia : kompas wikingów, zachodnie zbocza Mount
Everestu i zmurszały wrak Lusitani.
Wieczorem koncerty. Żałość H2O,
błagających widownię o oklaski. Coś w stylu: To będzie wolny kawałek, zapalcie
chociaż jedną zapalniczkę. Potem Łzy , panna obcisła i srebrzysta z białymi
skrzydłami anioła. Piosenki proste, ale sprzyjające całowaniu.
Poniedziałek pełen pracy i
planów. Zarejestrowałem się do dentysty, zbieram te 1600 i szykuję do operacji.
Moje dziąsła nigdy już nie będą takie jak przedtem.
Siedząc na schodach przed Dworem
Artusa patrzę znad „Dworca Perdito” na pełną ludzi Długą. Dziecko rzuca
plastikowym mieczem w gołębie. Co jakiś czas obsiadają mnie wycieczki , potem
odchodzą , a ja czuję się jak kamień w nurcie rzeki. W końcu przychodzisz ty
mój ty Pazurku Najjaśniejszy.
Po południu uderza ulewa. Niebo
usiłuje wcisnąć ziemię do piekła. A my robimy to co każda normalna para homo
sapiens, szukamy tego jedynego, legendarnego drzewa, które nie przecieka.
Chmury urywają się wraz z
deszczem. Spada słońce i rozbłyskuje w milionie drżących kropel. Z góry spływa
błękit i wszystko staje się kolorowe. Odgarniam mokre włosy z twojej twarzy.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz