wtorek, 19 lipca 2005

Jesteśmy snem


Konferansjer - ...obok sceny jest sklep w którym można
zakupić gadżety związane z zespołem Łzy, koszulki, płyty...
... tarty czosnek, ciętą cebulę - mówię uśmiechając się do
Pazurka spowitego w moje ramiona.

Śnię mój Pazurku. Przyśnił mi się ból. Ból obezwładniający i niewypowiedziany. Ból, który , gdybym potrafił opisać go słowami dałby mi nagrodę Nike, pieprzonego Nobla i miejsce w kanonach. Ból przemieszczający się przez tkanki i kości. Omijający z czasem każdy środek przeciwbólowy, tak że można go użyć tylko raz. Ból uchodzący powoli z ropą z przebitych dziąseł i zmieniający samą strukturę czasu , tak że każda minuta wydaje się wiecznością..
Po czterech nocach bolesnego bezsnu, zadziwiający dzień absolutnych eskalacji. Wieczorem „Avalon” Mamoru Oshi i Animatrixy. Potem noc pełna snów, zwidów i wizji. Nagłe przebudzenia na kołdrze w ciągu ciepłego ciągu powietrza od okna. Stechnoligizowane sny, zdigitalizowane wizje. Rano czułem się jakbym miał kable w głowie, ale było mi lepiej...
...Bo w końcu przyszedł ten niedzielny ranek by mnie uratować.
W niedzielny ranek szedłem przez zamknięty Błędnik, główny most samochodowy miasta. W blasku słońca, na wygiętym łuku mostu, który wynosił mnie ponad miasto wyobrażałem sobie, że doczekałem w końcu tej globalnej katastrofy , która uśmierciła resztę ludzkości i nareszcie mogę bezkarnie włamywać się do sklepów modelarskich. Szedłem środkiem pustej jezdni i zastanawiałem się czy nadal śnię.
Nie chcę bólu, boję się go i unikam - jestem człowiekiem, ale cenię go jako doznanie , intensywne i absolutne. Cenie też uczucia , które przychodzą gdy mija. Smakuję zarówno ból jak i jego brak. Rozkładam go na elementy , doceniam , próbuję opisać - jestem kiszczakiem.
W herbaciarni się ztłumiliśmy. Przybyła Aube z Kłosem. Ona z różą, oni razem. W powietrzu zawisło pytanie o konfigurację. Avatar z warkoczem i ja ze świeżo kupioną szałwią. Lennonka z blizną , rozmawialiśmy o starych wierszach i ewolucji poglądów.Ty Pazurku zawsze obok i Phantom z kumpem.
Potem ogromne , wypalone wnętrze kościoła św. Jana. Jakbyśmy szli przez wnętrze skorupy gigantycznego, martwego ślimaka. Na ścianach strzępy niemieckich napisów mówią o zapomnieniu. Wzdłuż ścian wielkie zdjęcia wystawy National Geografic. Snopy żółtego światła wydobywają z rozproszonego cienia : kompas wikingów, zachodnie zbocza Mount Everestu i zmurszały wrak Lusitani.
Wieczorem koncerty. Żałość H2O, błagających widownię o oklaski. Coś w stylu: To będzie wolny kawałek, zapalcie chociaż jedną zapalniczkę. Potem Łzy , panna obcisła i srebrzysta z białymi skrzydłami anioła. Piosenki proste, ale sprzyjające całowaniu.
Poniedziałek pełen pracy i planów. Zarejestrowałem się do dentysty, zbieram te 1600 i szykuję do operacji. Moje dziąsła nigdy już nie będą takie jak przedtem.
Siedząc na schodach przed Dworem Artusa patrzę znad „Dworca Perdito” na pełną ludzi Długą. Dziecko rzuca plastikowym mieczem w gołębie. Co jakiś czas obsiadają mnie wycieczki , potem odchodzą , a ja czuję się jak kamień w nurcie rzeki. W końcu przychodzisz ty mój ty Pazurku Najjaśniejszy.
Po południu uderza ulewa. Niebo usiłuje wcisnąć ziemię do piekła. A my robimy to co każda normalna para homo sapiens, szukamy tego jedynego, legendarnego drzewa, które nie przecieka.
Chmury urywają się wraz z deszczem. Spada słońce i rozbłyskuje w milionie drżących kropel. Z góry spływa błękit i wszystko staje się kolorowe. Odgarniam mokre włosy z twojej twarzy.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz