Awari do psa Marzanów: Tam masz
Kiszczaka.
Jest tłusty, dorodny i brodaty...
Ależ pięknie Cimoszewicz zgnoił
tych głąbów z komisji prześladowczej. Nareszcie pojawił się ktoś, kto pokazał
im ich miejsce, wstał i wyszedł dając wyraz absolutnej pogardy i niesmaku dla
aparatu pseudo demokratycznej represji. Panowie o obrzmiałych, powykrzywianych
atawistycznym złem twarzach przed chwilą równi w swym mniemaniu bogom, władni
rzucać największych nawet na kolana i brukających najczystszych nawet ludzi swą
zgnilizną, zostali strąceni na glebę, poinstruowani jak uczniaki, i olani gdy
piskliwymi głosikami usiłowali stosować swoją „władzę”. Ten wyraz ich twarzy,
gdy zostali sami ze stertami przygotowanych brudów, gdy zrozumieli, że nie
pokażą się przed kamerami jako potężni inkwizytorzy i nie pouprawiają swoich
małych, śmierdzących kampanii, wreszcie chwila gdy pojęli, że nie są w stanie
doskoczyć Cimoszewiczowi, ze swoimi małymi, spróchniałymi ząbkami, choćby do
kostek... o rany! Lata całe czekałem na podobną chwilę. Szkoda że nie
nagrywałem tego na video. Wydłużająca się mina Giertycha, te jego mrugające,
pomalowane oczęta. Wyglądał jakby przełknął zgniłe jajo, gdy musiał machać
swoimi papierkami do pustej sali.
A poza tym upał. Wszyscy jesteśmy
gorący i lepcy. Miasto żywo mieni się w słońcu. Trwa Feta i ulicami wędrują
teatry. Gra muzyka, na Długiej małolata z gitarą śpiewa Kaczmarskiego. Byliśmy
na wystawie grafik Dalego w Sopocie. Oglądaliśmy zdjęcia z Peru Gudzowatego.
Szykuje się też wyskok na wystawę chińskiej porcelany na Manhattanie. Wiatr porusza
liśćmi, wędrujemy od jednego tańczącego cienia do drugiego. Magnolia przybyła
na krótko z Niemiec. Zrobiliśmy jej powitanie w herbaciarni. Pazurek z Avatarem
i Void jadą wkrótce nad jezioro, gdzie będą opalały sobie ponętne przyległości.
Ja zamierzam ten czas poświęcić na jedno z moich życiowych zamierzeń i wyruszę
piechotą do Mławy. Muszę kupić mapy i opracować jakąś fajną trasę, tak jakieś 300 km w tydzień. Potem
zapadną trochę u babki, a potem zobaczy się, może pójdę dalej do Warszawy i
podręczę Bajkę...no i wreszcie rzucę monetą z Pałacu Kultury, może trafię nawet
Kaczyńskiego w ten jego zakuty łeb.
Dzisiaj trochę zapolityczniłem,
ale to przez upał, krew jest gorąca, a wskazujący palec wykonuje
nieskoordynowane ruchy w poszukiwaniu spustu.
Kisuna na swoim blogu zamieściła
list gończy za mną. Na szczęście zapomniała o podaniu ceny za moją głowę, więc
na lotnisku im. LECHA WALESY nie odnotowano zwiększonej liczby przybyć
skrzypków, czy kontrabasistów obładowanych bardzo ciężkimi futerałami. Choć może
nie najlepiej, że o tym wspomniałem, bo Młoda może naprawić swój błąd i zaraz
będę miał na karku całą filharmonię chicagowską z wielkim Alem trzymającym
batutę, na czele.
- Czy zrobisz to czego żądamy? -
spytali bogowie.
- Nie! - odparł człowiek -
odmawiam troski o losy
wszechświata, który rozpada się
tylko dlatego, że
ja coś zrobiłem
(Sheckley)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz