wtorek, 12 lipca 2005

Czy kwas solny jest słony?


Awari do psa Marzanów: Tam masz Kiszczaka.
Jest tłusty, dorodny i brodaty...

Ależ pięknie Cimoszewicz zgnoił tych głąbów z komisji prześladowczej. Nareszcie pojawił się ktoś, kto pokazał im ich miejsce, wstał i wyszedł dając wyraz absolutnej pogardy i niesmaku dla aparatu pseudo demokratycznej represji. Panowie o obrzmiałych, powykrzywianych atawistycznym złem twarzach przed chwilą równi w swym mniemaniu bogom, władni rzucać największych nawet na kolana i brukających najczystszych nawet ludzi swą zgnilizną, zostali strąceni na glebę, poinstruowani jak uczniaki, i olani gdy piskliwymi głosikami usiłowali stosować swoją „władzę”. Ten wyraz ich twarzy, gdy zostali sami ze stertami przygotowanych brudów, gdy zrozumieli, że nie pokażą się przed kamerami jako potężni inkwizytorzy i nie pouprawiają swoich małych, śmierdzących kampanii, wreszcie chwila gdy pojęli, że nie są w stanie doskoczyć Cimoszewiczowi, ze swoimi małymi, spróchniałymi ząbkami, choćby do kostek... o rany! Lata całe czekałem na podobną chwilę. Szkoda że nie nagrywałem tego na video. Wydłużająca się mina Giertycha, te jego mrugające, pomalowane oczęta. Wyglądał jakby przełknął zgniłe jajo, gdy musiał machać swoimi papierkami do pustej sali.
A poza tym upał. Wszyscy jesteśmy gorący i lepcy. Miasto żywo mieni się w słońcu. Trwa Feta i ulicami wędrują teatry. Gra muzyka, na Długiej małolata z gitarą śpiewa Kaczmarskiego. Byliśmy na wystawie grafik Dalego w Sopocie. Oglądaliśmy zdjęcia z Peru Gudzowatego. Szykuje się też wyskok na wystawę chińskiej porcelany na Manhattanie. Wiatr porusza liśćmi, wędrujemy od jednego tańczącego cienia do drugiego. Magnolia przybyła na krótko z Niemiec. Zrobiliśmy jej powitanie w herbaciarni. Pazurek z Avatarem i Void jadą wkrótce nad jezioro, gdzie będą opalały sobie ponętne przyległości. Ja zamierzam ten czas poświęcić na jedno z moich życiowych zamierzeń i wyruszę piechotą do Mławy. Muszę kupić mapy i opracować jakąś fajną trasę, tak jakieś 300 km w tydzień. Potem zapadną trochę u babki, a potem zobaczy się, może pójdę dalej do Warszawy i podręczę Bajkę...no i wreszcie rzucę monetą z Pałacu Kultury, może trafię nawet Kaczyńskiego w ten jego zakuty łeb.
Dzisiaj trochę zapolityczniłem, ale to przez upał, krew jest gorąca, a wskazujący palec wykonuje nieskoordynowane ruchy w poszukiwaniu spustu.
Kisuna na swoim blogu zamieściła list gończy za mną. Na szczęście zapomniała o podaniu ceny za moją głowę, więc na lotnisku im. LECHA WALESY nie odnotowano zwiększonej liczby przybyć skrzypków, czy kontrabasistów obładowanych bardzo ciężkimi futerałami. Choć może nie najlepiej, że o tym wspomniałem, bo Młoda może naprawić swój błąd i zaraz będę miał na karku całą filharmonię chicagowską z wielkim Alem trzymającym batutę, na czele.

- Czy zrobisz to czego żądamy? - spytali bogowie.
- Nie! - odparł człowiek - odmawiam troski o losy
wszechświata, który rozpada się tylko dlatego, że
ja coś zrobiłem
(Sheckley)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz