sobota, 14 maja 2005

Budzia budzia bu , czy coś w tym stylu.


- Co jest na końcu świata?
- Dźwig...

O 1 w nocy zadzwoniła Magnolia. Ja akurat odsypiałem rajd przez piekło , zajęło mi więc chwilę nim wróciłem w siebie. Gdy już przestałem widzieć w trójkąty pogadaliśmy o życiu i pedofilii. Stałem w tle okna skąpany w świetle gwiazd i ubrany jedynie w telefon. Jeśli ktoś miał noktowizor i polował na przebierające się laski , to przeżył ciężkie chwile.
Przecinałem Wrzeszcz w pełnym słońcu. Na przystanku stoi dziewczyna z chłopakiem i patrzy na moją koszulkę z napisem „Pod tą koszulką jest to o czy marzysz”. Spojrzała na mnie , na koszulkę , znowu na mnie i mówi „Nie sądzę”. Ja podnoszę koszulkę w górę , prezentując spektakularne sploty włosów pokrywające biały kałdun, i pytam „A teraz???”.
Wyrwałem z paszczy Awari moich „Drapieżców” i główną arterią pognałem w kierunku centrum. Obok przejechał angielski , piętrowy autobus, obwieszony siejącymi muzyką kolumnami i młodzieżą. Młodzież machała do mnie zaciekle, odmachałem.
Wieczorem w herbaciarni czytały wiersze Sylwia na wózku i Basia Piórkowska. Basia wymęczona, przybyła właśnie z otchłani piekielnych, w których lekarz zakazał jaj picia kawy. Mija właśnie piąty dzień, poziom kofeiny we krwi opada drastycznie a w jej oczach zaczyna żarzyć się gotowość do mordu dla kubka rozpuszczalnej. A Basia ma szeroki wachlarz możliwości, Cholera przerasta mnie o głowę.
Wieczorek świetny , i mimo , że niespecjalnie reklamowany ściągnął spory tłumek. Szykuje się też jakiś ruchomy wieczorek w plenerze, to znaczy : będzie trzeba przemierzać kilometry Wyspy Sobieszewskiej i natrafiać na wiersze w różnych niespodziewanych miejscach. Będą występy, szczudła i grill. Basia zakwiliła znad paczki kawy sojowej , że na grillu musi być drób, bo wołowiny też jej zabroniono.
Zmierzch był równie piękny jak dzień. Za to właśnie kocham naszą północną wiosnę. Jest krótka i gwałtowna , ale niesamowicie przejrzysta i nasycona, jak obrazy z dzieciństwa. Absolutny raj dla fotografów. Długo staliśmy z Pazurkiem w cieniu drzew jej starej ulicy. Sceneria jak z taniego romansu, stare wille, pachnące ogrody kontury spadzistych dachów i wieżyczek na tle pastelowego zmierzchu. Brzuszek jasnego księżyca nad głowami i truptający po bruku jeż, żeby się rozczulić. Ostatnio rzadziej się widzimy i trudniej nam się rozstać.
Miasto rozdarte Juwenaliami , stygło powoli rozdzielając się rozbawione grupki i nastrojowe parki. Jakaś młodzież piła wino i śpiewała na czołgu. Radiowozy oślepły a zewsząd dobiegały echa koncertów. Znad Oliwy migotało kino pod gwiazdami.

Wspomnienie o Tobie przechowam
w bibliotece pamięci , między stroną
piątą i szóstą, tomu trzeciego, księgi
dnia dzisiejszego.
(Aube)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz