Dokąd zmierza życie? Tam
gdzie ty , dopóki idziesz...
Robię sobie twarożek. Śmietana ,
cebulka, trochę szczypiorku, rzodkiewki i koperek. Sól...mmmhm, czegoś brakuje
mi do pełnej harmonii. Ach tak, więcej cebuli. Po co kroić na desce, lepiej od
razu nad miską. Ciach, bluzg... kap, kap ,twarożek zabarwia się na czerwono.
Patrzę przez moment z palcem w ustach na ten hemoglobinowy pudding. W końcu
mieszam całość do różowego, biorę chleb. Matka patrzy na mnie w lekkim osłupieniu
, ”Będziesz to jadł?”. „Jasne , swoim się nie zatruję”. No chyba , że to co mam
w żyłach zmienia właściwości w zetknięciu z tlenem i np. przepala stalowe
pokłady...
Matka dostała następne 30 dni
zwolnienia. W domu można powiesić siekierę w powietrzu. Farba żółknie i
oddziela się od ścian pod ciężarem sadzy. Myślę , że jest bezpieczna, żadna
normalna komórka rakowa nie zniesie takiej dymnej hekatomby. Jak znam cięte
poczucie humoru naszego Stwórcy , raka dostanę ja, albo mój ojciec, albo
dostaniemy go obaj.
Dziś zdjęli jej gips, jutro ją
prześwietlą i zdecydują czy nałożyć nowy. Ja jutro będę słuchał bębnów w
operze, na tej samej sali, na której skazano na śmierć Alberta Forstera. Dziś
ją umyłem . Wieczorem gdy wyciągałem liptonowego szczura z herbaty, powiedziała
„Bo ty jesteś mój kochany kociaczek”. Pokój do następnego krzyku.
Magnolia zaś pije wino w
półmroku, w dalekiej Szwajcarii. Wino jest tanie, a jej jest smutno. Na poczcie
podpisuje mi się jako „Taxi Driver”. Marzan odłożył mojego „Herodota” w to samo
miejsce co poprzednio Hemingwaya. Zapewne moje dzieci odbiorą kiedyś te książki
od jego dzieci. Wiatr olewa dzień kobiet i niesie śnieg i sól znad morza. Z
poprzedniej zaś notki wynika , że jestem „lepszy”. Nie jestem lepszy, jestem
wyjątkowy, jak każdy...
Na szlaku polarnej wędrówki
wymarły lodołamacz skuty
kajdankami mrozu ukrywa skrywaną
dumę nieprzemyślanego rozwoju
(Goździk)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz