wtorek, 8 marca 2005

Tini łini string bikini


Dokąd zmierza życie? Tam
gdzie ty , dopóki idziesz...

Robię sobie twarożek. Śmietana , cebulka, trochę szczypiorku, rzodkiewki i koperek. Sól...mmmhm, czegoś brakuje mi do pełnej harmonii. Ach tak, więcej cebuli. Po co kroić na desce, lepiej od razu nad miską. Ciach, bluzg... kap, kap ,twarożek zabarwia się na czerwono. Patrzę przez moment z palcem w ustach na ten hemoglobinowy pudding. W końcu mieszam całość do różowego, biorę chleb. Matka patrzy na mnie w lekkim osłupieniu , ”Będziesz to jadł?”. „Jasne , swoim się nie zatruję”. No chyba , że to co mam w żyłach zmienia właściwości w zetknięciu z tlenem i np. przepala stalowe pokłady...
Matka dostała następne 30 dni zwolnienia. W domu można powiesić siekierę w powietrzu. Farba żółknie i oddziela się od ścian pod ciężarem sadzy. Myślę , że jest bezpieczna, żadna normalna komórka rakowa nie zniesie takiej dymnej hekatomby. Jak znam cięte poczucie humoru naszego Stwórcy , raka dostanę ja, albo mój ojciec, albo dostaniemy go obaj.
Dziś zdjęli jej gips, jutro ją prześwietlą i zdecydują czy nałożyć nowy. Ja jutro będę słuchał bębnów w operze, na tej samej sali, na której skazano na śmierć Alberta Forstera. Dziś ją umyłem . Wieczorem gdy wyciągałem liptonowego szczura z herbaty, powiedziała „Bo ty jesteś mój kochany kociaczek”. Pokój do następnego krzyku.
Magnolia zaś pije wino w półmroku, w dalekiej Szwajcarii. Wino jest tanie, a jej jest smutno. Na poczcie podpisuje mi się jako „Taxi Driver”. Marzan odłożył mojego „Herodota” w to samo miejsce co poprzednio Hemingwaya. Zapewne moje dzieci odbiorą kiedyś te książki od jego dzieci. Wiatr olewa dzień kobiet i niesie śnieg i sól znad morza. Z poprzedniej zaś notki wynika , że jestem „lepszy”. Nie jestem lepszy, jestem wyjątkowy, jak każdy...

Na szlaku polarnej wędrówki
wymarły lodołamacz skuty
kajdankami mrozu ukrywa skrywaną
dumę nieprzemyślanego rozwoju

(Goździk)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz