wtorek, 22 marca 2005

Sic habebis gloriam totius mundi


Bez czarny (sambucus nigra) - krzew poświęcony Wielkiej Bogini. Kwitnie
w okresie nocy świętojańskiej i letniego przesilenia. Silnie związany z magią
erotyczną. Spytani starsi mówią , że ma białe kwiaty , zbite w kiście i liście
o nietypowym kształcie, dzięki którym uznawany jest za odrębny gatunek.
Pachnie intensywnie czarną porzeczką.

Nowy Wrzeszcz, wyśniony przez Alberta Forstera. Nazistowskie osiedla, proste , symetryczne i pełne światła. Pozbawione ozdób i cech indywidualnych. Stoję na przystanku w mrozie i łunie zachodzącego słońca. Czekam na piętnastkę. Nie chce mi się iść. Zimno zmroziło mi stawy i usztywniło mięśnie. Mrużę oczy patrząc na złociste smugi światła wypadające spomiędzy budynków. Pławię się w bezrozumnej radości.
Za mną równe szpalery drzew wiodą ku „Nowemu Żakowi”. Gdzieś tam w kontekście sterczy łukiem kręgosłup mostu na Zaspie. Most wciąż jeszcze zasiedla eteryczny Waisser Davidek z kompanią niedoszłych apostołów i Marią Magdaleną w czerwonej sukience. Tu można otrzeć się przechodząc o gdańskie legendy. Tu też stałem niegdyś w strugach deszczu czekając na Lennonkę. Ponad tym mostem przelatywały z rykiem srebrne Iliuszyny, a przedtem pękate Junkersy. Płyty pasa startowego przecinają jak nożem gierkowskie osiedla, sięgając w domyśle ku morzu. Pod mostem peron Gdańsk - Zaspa i zakręt samobójców. Wieczorne szybkobieżne wyskakują tam pełną prędkością znikąd. Tu też czasem ginie się przypadkiem wybiegając zza pociągu pod drugi pociąg. Trochę z boku zaczyna się nasyp, który łukiem biegnie przez Wrzeszcz, Brętowo aż po Morenę. Ponad zerwanymi mostami mkną po nim przed świtem widmowe pociągi.
W Bajaderze słodko pachną ciastka i pysznią się dumnie torty. Siedzę z Panną Pazurek przy stoliku, być może tym samym przy którym Olek Kwaśniewski zarywał młodą Jolantę Konty. Pazurki stukają o blat i jak zwykle to ja muszę wybierać ciastka.
Nie zdążę pojechać do biblioteki, nie dowiozę schematów technicznych Panzer Kampf Wagen III Ludwikowi z Kartuskiej, nie załapię się na obiad do Gabi choć jej matka zapraszała na faszerowaną gęś i kompot borówkowy.
Wypełniłaś mi Pazurku cały czas , zupełnie i do końca. Zegarki zaskakiwały nas z męczącą regularnością. Tłukłem się potem po lesie. Musiałem odetchnąć tym cieniem i zapachem umierającego śniegu. Musiałem ostygnąć.
Teraz czekam na piętnastkę, skostniały i przemarznięty. Ludzie uśmiechają się patrząc mi w twarz.

Jestem zagadką, odgadnij mnie - powiedziała...
(Sapkowski)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz