sobota, 19 marca 2005

A potem stało się teraz


Wczoraj wracałem wieczorem od Void. Wilgoć zamarzała w powietrzu i opadała na ziemię z dźwiękiem jaki mogłoby wydać z siebie 10 milionów świerszczy. Tam gdzie szedłem gasły latarnie. Poczułem się jak Anioł Śmierci i zacząłem wypatrywać znaków na drzwiach.
Wiatr rzuca po niebie strzępy chmur i patroszy miasto. Błękit uderza z góry totalnie a słońce nagrzewa płaskie powierzchnie i metalowe barierki. Myślę właśnie o miękkich kobiecych piersiach i śliskim materiale stanika. Co to było, aksamit, batyst, jedwab? Nie wiem, nie znam się.Kiedyś tylko, dawno temu, poprosiłem matkę żeby pokazała mi swoje staniki. Oglądałem zapięcia i uczyłem się otwierać je jedną ręką. W czasach gdy byłem jeszcze czysty jak sztandarowy produkt Polmosu, najbardziej przerażał mnie pocałunek. Tego nie opisano dobrze w żadnej książce.
Motława to rzeka sen. Przecina najwspanialsze miasto świata, miasto z idei i widm . Wiatr wpycha wiosnę w dziury po ulicach. A zmielony historią gruz śni w ciepłej ziemi o zaprawie murarskiej i ludzkich krokach.
U bram Brzeżna , czarny kot zatrzymał się w połowie ulicy . Usiadł i poczekał aż przejdę. Pozdrowiłem go , tak jak zawsze pozdrawiam koty. Bo to wiecie z kotami nigdy nic nie wiadomo.
Ostatnio znowu obserwuję świat z boku i dochodzę do nieuchronnego wniosku, że sami jesteśmy autorami naszych problemów. Ileż inwencji i wysiłku kosztuje nas ich wygenerowanie. Te niesamowite konstrukcje myślowe, zastawy reakcji układane na półkach, gotowe do natychmiastowego użycia, obłe, czarne cielska bojowych słów szykowanych na ten jeden w życiu nieodpowiedni moment. Za dużo myślimy o sobie , za dużo myślimy o tym co myślą inni wkładamy im w usta nasze motywy. Cóż , wychodzę z założenia, że jeśli coś istnieje , to znaczy że jest potrzebne. W naszych cieplutkich, spokojnych czasach brak nam prawdziwych problemów, a przecież bez wyzwania człowiek umiera.
Zaraz dopiję kolę. Pójdę do łazienki pogadać z wielkim uchem i biorę się za odkurzanie. Ręce śmierdzą mi cylitem, słoneczna plama wędruje łukiem przez przedpokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz