wtorek, 29 marca 2005

Milcz głupcze


- Jeszcze raz mnie dotkniesz Kiszczaku a spotka cię koniec!
- (dotyk)
- Cześć! Jestem koniec...
(Sławek)

Poruszasz mną. Stoję mrużąc oczy . Patrzę w górę wzdłuż ściany Św. Katarzyny, aż po czubek wieży.Zupełnie jakbym patrzył wzdłuż lufy. Zimno błyszczy iglica, gdy celuję w białe podbrzusza obłoków. Ty zaraz wyjdziesz.
Plecami podpieram Wielki Młyn , pełen świątecznej ciszy. Wzdłuż krawężników mokre plamy wylanego poniedziałku. Myślę o tym że jest coraz cieplej, że nasze miasta są coraz ładniejsze i coraz mniej przeklinamy. Ty zaraz wynurzysz się cienia kruchty. W welonie blond włosów i z tym krzywym uśmiechem , który unosi ci jeden kącik ust . To szelmowski uśmiech.
Zapewne gdzieś się przejdziemy, postudiujemy fakturę naszych ust . Zapewne przedstawię ci zakamarki tego miasta jakie wielu ludziom nie dane jest zobaczyć. Zaprowadzę cię gdzieś wysoko i przez całe to powietrze w dole pokażę ci te wszystkie bruki i wieże ,i kierunek z którego wieje wiatr.
Teraz czekam , uderzają dzwony, niesie się śmiech i tętent lotnych brygad z wiadrami ścigającymi emerytki. Mamy dziś dzień mokrej bielizny w wymiarze mechagodzilla . Mokra laska wygraża, pani podnosi moher i wyzywa od antychrystów.
Dźwięk przebrzmiewa w powietrzu, narasta we mnie. Drzwi się otwierają. To już teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz