Ze wzgórz nad Wrzeszczem widać
ceglane budynki Polibudy wynurzające się jak wyspy spośród mgły. Mgła płynie
powoli przez miasto już drugi dzień. Zasilana dymami z kominów starego
Wrzeszcza wciska się w podwórka i zakamarki. Cały wszechświat pachnie maglem.
Jesteśmy ponad to . Siedzimy na
zwalonym pniu, sączymy piwo i patrzymy w dół na białą watę przewalającą się
ulicami. 3szklaneczki mruczy pod nosem coś myslowic, ekipa mieszana z Wajdeloty
i PARTYzantów. Gadamy o Phantomie, pysze i komunikacji, czy też może o jej
braku. Piwo , wzgórze zanurzające się w zmierzch i ta cała mgła niosą mnie jak
zwykle w kierunku jakiejś zadziwiającej dygresji . I nagle ni z tego ni z owego
rzucam w powietrze pytanie: Czy grawitacja jest szybsza niż światło?
Dawniej traktowano grawitację po
macoszemu, wydawało się , że wiemy o niej wszystko i nie warto więcej marnować
na nią czasu. Dziś wiadomo że jest to jedna z najważniejszych sił rządzących
rzeczywistością i wykraczająca daleko poza nasze pojęcie. Przy grawitacji nawet
czas nie jest stały i zmienia się wraz z nią.
Ale wracając do pytania ,
gdybyśmy anihilowali Jowisza, gdybyśmy gwałtownie sprowadzili jego masę do zera
to co byłoby pierwsze: zaburzenie grawitacyjne, czy błysk światła. Teoretycznie
zaburzenie grawitacyjne powinno nastąpić natychmiast, podczas gdy światło
dotarłoby do nas po paru minutach.
Czy to możliwe? Czy można na tej
podstawie zbudować napęd do statków kosmicznych , czy choćby radio do
natychmiastowego kontaktu , bez względu na odległość?
A tak poza tym wokół trwa domowe
piekło. Mam lekkiego kaca , wspartego przez niewłaściwą pigułkę, której
absolutnie nie powinienem był łykać. Połknąłem ją jednak i teraz siedzę i z
ciekawością czekam na efekty. No może „siedzę” to może niewłaściwe słowo,
ponieważ co jakiś czas biegam, szybko i zawsze w tym samym kierunku. Cały dzień
sprzątałem, zajrzałem z odkurzaczem nawet w miejsca , które zwykle omijam
szerokim łukiem. Prawdopodobnie zniszczyłem tam dzisiaj niejedną cywilizację,
wzniesioną pracowicie przy pomocy rzęsek czy nogogłaszczek. Matka urządziła
wiosenną wymianę pościeli i dała mi poduszkę w różyczki i kołderkę, cholera, w
kropeczki. Na szczęście nie pomyślała o piżamce w kaczuszki, więc moje nagie,
włochate cielsko, generuje zadowalający dysonans w tym sielskim obrazku.
Jeśli zaś chodzi o włochate
cielska, to psica mojej babki dostała właśnie pierwszej cieczki i pod płotem
siedzi nam teraz milcząca widownia samców, czekająca na cud lub nieuwagę
któregoś z domowników. Trzeba uważać przy wychodzeniu i odsuwać włochatych
kawalerów. Oni w sumie na to nic, odsuwają się i tylko patrzą z wyrzutem...
...przez moment mnie nie było.
Kończę, za oknami mgła nadal miesza się z dymem. Przez słuchawki Kat informuje
mnie że” mój okręt płynie dalej”. A psy nadal siedzą rzędem w milczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz