wtorek, 15 lutego 2005

Jesteśmy bohaterami przyszłych bajek


There is a lady sweet and kind
Was never face so pleased my mind
I did but see her passing by
And yet i love her til i die

Wczoraj dostałem walentynkę. Co więcej dostałem ją na moje konto - widmo. Szybko odkryłem któż to wykazał się takim bezwzględnym okrucieństwem i natychmiast podjąłem akcję odwetową. A co ! Wet za wet! Króliczek za różyczkę!
Starsi wrócili z urlopu. Byli w górach i jeździli na nartach. Od razu z pociągu pojechali na pogotowie, w celu zagipsowania mojej matki i jej chrupiącego barku. Właśnie robię jej herbatę a ona leży kurczowo ściskając harleqina i jęczy jak jej ciężko. Jasne że ciężko, owinęli ją jak baleron. Wygląda jakby była w potrójnej ciąży, a ze środka brzucha sterczy jej unieruchomiona ręka i wygląda jak mały obcy.
To nie koniec atrakcji, na drugi dzień po powrocie, starszy podjechał do przychodni zarejestrować matkę. Wyszedł po 2 minutach , a tu wóz otwarty, nie na radia a co gorsza walizki. W walizce nie było nic drogiego, była za to praca dokumenty,karty, i książeczka czekowa . Słowem 3 miesiące nadrabiania strat. Gdy wrócił , głos mu się łamał.
Przeczekałem spokojnie opierdol, nakarmiłem matkę i wyszedłem. Wykonałem parę telefonów, wpadłem do kilku starych znajomych i puściłem w obieg informację ,że to mojego ojca „zrobiono”, a uczciwego „znalazcę” czeka nagroda. Potem sprawdziłem kilka miejsc gdzie wiara zrzuca „odrzuty”, rzeczy nie do sprzedania albo zbyt charakterystyczne. Dość niezwykły widok, głównie dlatego , że leży tam przede wszystkim zawartość babskich torebek. Przedmioty zwykle ważne dla kobiet, hołubione i pilnowane, takie , które sprawdza się , czy się je wzięło. Zimowe powietrze jest tam ciężkie od zapachu kosmetyków a ziemia pokryta jest kolorowym szkłem i plastikiem. Wiatr nosi podpaski i chusteczki, fruwają wokół i trzepoczą na gałęziach. Poczułem się jak w raju fizjologii.
W sumie ten widok był pierwszą rzeczą tego dnia , która rzeczywiście mnie zmartwiła.Taki smutek na widok tylu porzuconych, ukochanych niegdyś rzeczy. Dałem sobie spokój i ruszyłem w miasto.
Gdy wróciłem wieczorem, okazało się że ojciec odzyskał walizkę. Chłopaki zadzwonili i umówili się na spotkanie w jakimś kantorze w Nowym Porcie. Oddali walizkę z papierami i dokumenty za 1,5 stówy „znaleźnego”, chcieli więcej , ale ojciec się targował. Cóż najwyraźniej wiadomość się rozeszła a moje nazwisko jeszcze nie przepadło z ludzkiej pamięci.
Kończę muszę umyć matce ręce i zająć się obiadem. Kurde! dostała zwolnienie na 4 tygodnie...

Matka - aaaaa!!! jak ja teraz będę sikać!
Ja - Nie chcę wiedzieć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz