There is a lady sweet and kind
Was never face so pleased my mind
I did but see her passing by
And yet i love her til i die
Wczoraj dostałem walentynkę. Co
więcej dostałem ją na moje konto - widmo. Szybko odkryłem któż to wykazał się
takim bezwzględnym okrucieństwem i natychmiast podjąłem akcję odwetową. A co !
Wet za wet! Króliczek za różyczkę!
Starsi wrócili z urlopu. Byli w
górach i jeździli na nartach. Od razu z pociągu pojechali na pogotowie, w celu
zagipsowania mojej matki i jej chrupiącego barku. Właśnie robię jej herbatę a
ona leży kurczowo ściskając harleqina i jęczy jak jej ciężko. Jasne że ciężko,
owinęli ją jak baleron. Wygląda jakby była w potrójnej ciąży, a ze środka
brzucha sterczy jej unieruchomiona ręka i wygląda jak mały obcy.
To nie koniec atrakcji, na drugi
dzień po powrocie, starszy podjechał do przychodni zarejestrować matkę. Wyszedł
po 2 minutach , a tu wóz otwarty, nie na radia a co gorsza walizki. W walizce
nie było nic drogiego, była za to praca dokumenty,karty, i książeczka czekowa .
Słowem 3 miesiące nadrabiania strat. Gdy wrócił , głos mu się łamał.
Przeczekałem spokojnie opierdol,
nakarmiłem matkę i wyszedłem. Wykonałem parę telefonów, wpadłem do kilku
starych znajomych i puściłem w obieg informację ,że to mojego ojca „zrobiono”,
a uczciwego „znalazcę” czeka nagroda. Potem sprawdziłem kilka miejsc gdzie
wiara zrzuca „odrzuty”, rzeczy nie do sprzedania albo zbyt charakterystyczne.
Dość niezwykły widok, głównie dlatego , że leży tam przede wszystkim zawartość
babskich torebek. Przedmioty zwykle ważne dla kobiet, hołubione i pilnowane,
takie , które sprawdza się , czy się je wzięło. Zimowe powietrze jest tam
ciężkie od zapachu kosmetyków a ziemia pokryta jest kolorowym szkłem i
plastikiem. Wiatr nosi podpaski i chusteczki, fruwają wokół i trzepoczą na
gałęziach. Poczułem się jak w raju fizjologii.
W sumie ten widok był pierwszą
rzeczą tego dnia , która rzeczywiście mnie zmartwiła.Taki smutek na widok tylu
porzuconych, ukochanych niegdyś rzeczy. Dałem sobie spokój i ruszyłem w miasto.
Gdy wróciłem wieczorem, okazało
się że ojciec odzyskał walizkę. Chłopaki zadzwonili i umówili się na spotkanie
w jakimś kantorze w Nowym Porcie. Oddali walizkę z papierami i dokumenty za 1,5
stówy „znaleźnego”, chcieli więcej , ale ojciec się targował. Cóż najwyraźniej
wiadomość się rozeszła a moje nazwisko jeszcze nie przepadło z ludzkiej
pamięci.
Kończę muszę umyć matce ręce i
zająć się obiadem. Kurde! dostała zwolnienie na 4 tygodnie...
Matka - aaaaa!!! jak ja teraz
będę sikać!
Ja - Nie chcę wiedzieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz