czwartek, 9 grudnia 2004

...ognie nad rafinerią...


Laska obsługująca w herbaciarni
- Czy mam coś zabrać?
ja - weż mnie,weź!
ona - Do zmywarki?

Idąc do centrum wpadłem na pomysł. Przpływałem powoli przez granice dzielnic a ogień inspiracji wypełnieł błękitnym płomieniem komory spalania mojego umysłu nadając mi ciąg.Postanowiłem zagrać w "mój szczęśliwy numerek". stwierdziłem, że wystarczy zainwestować 50 zeta, wypełnić 48 losów i cieszyć się pewną wygraną. W końcu musiałbym trafić, a koszt losów w porównaniu z wygraną byłby nikły. Oczywiście zdawałem sobie sprawę , że to zbyt proste, że lotto by już dawno splajtowało przy tak widocznej bocznej furtce, Polacy to naród nieokiełznany i chaotyczny ale na pewno nie głupi. W rzeczywistości "szczęśliwy nr. to 5 liczb, lotto pokonało mnie po raz kolejny, ale I'll be back.
Jest ciepło, pojawiły się pączki na drzewach, zmierzch pięknie barwił nieliczne chmury i odcinał czernią kontory drzew i budynków.Urodziny Awari odbyły się w herbacianej atmosferze i w świetle świec, spokojnie i romantycznie w nagłych błyskach lamp cyfrówek.
Pojechałem potem na imprezę w wieży ciśnień i piłem taniochę pod ogromnym , miedzianym, pokrytym nitami zbiornikiem.
Marzan napisał mi "finito", ten to ma refleks.
Ostatno znajoma spytała kim chciałbym być w dalekiej przyszłości. Powiedziałem że inteligentnym czołgiem komtynentalnym. Pojazdem gąsienicowym o masie tankowca i wypchanym po szczyt szczytów uzbrojeniem .W samym środku tej jeżdżącej katastrofy, w słoju pływałby sobie mój wyizolowany mózg i uśmiechałby się złośliwie. Jeżdziłbym sobie nie zwracając uwagi na takie pierdoły jak góry, miasta czy potomkowie Leppera zaskoczeni na blokadach drogowych. A na koniec bym sobie oszalał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz