sobota, 20 listopada 2004

Pożeracz chmur


wspomnienie o tobie
przechowam w bibliotece pamięci
między stroną piątą
i szóstą tomy trzeciego
księgi dnia dzisiejszego

Aube

Prawdziwy jesienny sztorm, rwący dachy i zabijający ludzi. Wiatr chłoszczący wodnym pyłem twarz. Rozpylone fale mieszające się z łzami wyciśniętymi z oczu. Sól do soli. Jaką niesamowitą frajdą jest stać na brzeźnieńskim molu, krzycząc z całych sił w każdy kolejny podmuch. Fale wynurzające się nagle spomiędzy desek pod nogami, wyrastające z niczego do kolan. Grzywacze przewalające się przez wydmy i walące z impetem w okna i ściany, toczące się z pluskiem po brukowanych ulicach. W takie dni można iść na koniec świata by latać. Wiatr pędzi kilometrami ponad spienioną zatoką, aż uderza w skarpę i kieruje się nagle do góry. Można się na nim położyć, a on utrzymuje człowieka w powietrzu pod niesamowitym kątem.
Czy wiecie, że od wojny poziom Bałtyku podniósł się o 60 cm? Z roku na rok jest mniej plaży, w 3city były już akcje dowożenia piasku na plaże, prawie jak w tym kawale o komunizmie na pustyni. Do końca 21 wieku poziom morza ma się podnieść o 2,5 metra. Za 1000 lat Brzeżno może być już tylko wspomnieniem spoczywającym gdzieś na dnie. Atlantis Gedanenzis, sterty betonu pośród wodorostów, łachy piasku wędrujące po asfalcie, zmurszałe kadłuby tramwajów. Rany! Ależ bym chciał to zobaczyć.
Ostatnio leciało „12 małp”, z samą boginią kiszczaków Madalene Stowe. Gdy pierwszy raz zobaczyłem ten film napisałem o nim wiersz.
Następnego dnia wiatr ucichł i wszystko zamarzło. Ulice się zeszkliły a ziemia skamieniała, wszystko zamarło w oczekiwaniu. Około 13 w zupełnej ciszy, z południa nadciągnął front żółtych chmur i na ziemię runęła ściana białych płatków. Pierwszy śnieg, trzeba pomyśleć życzenie. Pomyślałem, za oknami wirowała biel, jak z filmów Mamoru Oshi. Jak to kiedyś ktoś napisał, można by pomyśleć , że w niebie nastał pomór na anioły.
Gdy szedłem do Void nagły podmuch wiatru otworzył bramę w niebie. Chmury rozsypały się na dół i na boki, a na ziemię wylał się lodowaty błękit zmierzchu. Coś zapewne przybyło, i teraz myśli o usunięciu świadków.
Oglądaliśmy nową” Masakrę piłą mechaniczną”, a potem coś jeszcze głupszego. Mówiłem o martwych rzeczach po Goszkiej, które trzymam gdzieś ukryte, o koszulce, w której zwykle u mnie spała, a którą trzymam wciąż dla zapachu. Opowiedziałem historię pewnego pocisku.
Wracałem powoli, żeby się nie poślizgnąć. Zamarzły mi oczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz