wtorek, 26 października 2004

Nie będzie bohaterem ten kto myśli o konsekwencjach


Jakby się tak zastanowić to jesteśmy jednym, wielkim układem pokarmowym, z dość przypadkowo doczepionym mózgiem. Ręce, nogi, oczy właściwie wszystko co mamy służy lokalizacji i zdobywaniu pokarmu. Jedyna pocieszenie jest takie, że całe to oślizgłe badziewie działa na rzecz mózgu. Głoduję trzeci dzień. W sumie ze złośliwości. Muszę drastycznie schudnąć w krótkim czasie, żeby powkurwiać ojca. Niektórzy palą, inni piją, ja gdy się denerwuję - żrę. Ostatnio byłem bardzo zdenerwowany.
Głód wyczynia niesamowite rzeczy z moim ciałem. Nie zdajecie sobie sprawy ile energii wymaga trawienie. Jestem wyładowany energią po brzegi, jakbym był na spidzie. Widzę wyraźniej, czuję się lżejszy i jakby dłuższy. Poruszam się płynniej. Jestem pewniejszy siebie i ciągle w lekkiej euforii. Uśmiecham się do świata po swojemu a on się trzęsie. Czuję się jak drapieżnik.
Do tego węch. Jakiś czas temu fatalnie połamano mi nos i na co dzień nic przez niego nie czuję. Teraz potrafię wyczuć piekarnię z 2 kilometrów. Pławię się w nowym zmyśle, rozkoszuję się nim. Kawałeczek świata, który dotąd nie istniał.
Pogoda jest miękka i leciutko przymglona. Przyroda umiera z klasą, skrząc się w słońcu kolorami. Suną po niebie ciemne krążowniki chmur, deszcz ukazuje wszystkie formy, liście rozbijają się o mnie. To moja ulubiona pora roku.
Ze wszystkich sił staram się nie dorosnąć, ciągle dziwić się. Nie myśleć i nie działać automatycznie. Ludzie dorośli pogrążają się w rutynie i przestają zauważać upływ czasu. Aż jest za późno, a oni są za starzy na cokolwiek. Żyję szybciej niż inni, szybciej się spalam, ale nie pozwalam sobie na nieuwagę. Każdy dzień będzie zapamiętany.
Ludzie pogrążeni w rutynie samotnieją. Nie mają czasu na przyjaźnie i znajomości. Odnajdują swoją drogę i odchodzą do własnych, małych światów. Oni odchodzą po kolei a ja zostaję. Samotnieję można by rzec wtórnie. Lenn była dla mnie czymś większym niż kochanką czy siostrą, jej odejście w codzienność było dla mnie silnym wstrząsem. Teraz czuję, że się szklę. Coś wewnątrz mnie staje się zimne, gładkie i śliskie. Wyrzynają się ostre kanty. Wczoraj zgnoiłem jakiegoś gościa tylko dlatego, że ton jego głosu gryzł mi się z nastrojem. Moja złość jest lodowata i precyzyjna. Jak w Kill Billu, zadaję kilka dokładnych szybkich ciosów. Gościu wstaje, przechodzi trzy kroki i pęka mu serce.
Jutro zapewne moja melancholia rozbije się o kokosankę u Awari. Tymczasem wiatr od morza styka okiennicami „Kornera”. Rozbrzmiewają głosy, stuki szklanek i bili na stole. Ola 3szklaneczki rozpala w kominku, w tym mrocznym świetle wygląda jak anioł w złym humorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz