Jakby się tak zastanowić to
jesteśmy jednym, wielkim układem pokarmowym, z dość przypadkowo doczepionym
mózgiem. Ręce, nogi, oczy właściwie wszystko co mamy służy lokalizacji i
zdobywaniu pokarmu. Jedyna pocieszenie jest takie, że całe to oślizgłe
badziewie działa na rzecz mózgu. Głoduję trzeci dzień. W sumie ze złośliwości.
Muszę drastycznie schudnąć w krótkim czasie, żeby powkurwiać ojca. Niektórzy
palą, inni piją, ja gdy się denerwuję - żrę. Ostatnio byłem bardzo
zdenerwowany.
Głód wyczynia niesamowite rzeczy
z moim ciałem. Nie zdajecie sobie sprawy ile energii wymaga trawienie. Jestem
wyładowany energią po brzegi, jakbym był na spidzie. Widzę wyraźniej, czuję się
lżejszy i jakby dłuższy. Poruszam się płynniej. Jestem pewniejszy siebie i
ciągle w lekkiej euforii. Uśmiecham się do świata po swojemu a on się trzęsie.
Czuję się jak drapieżnik.
Do tego węch. Jakiś czas temu
fatalnie połamano mi nos i na co dzień nic przez niego nie czuję. Teraz
potrafię wyczuć piekarnię z 2 kilometrów . Pławię się w nowym zmyśle,
rozkoszuję się nim. Kawałeczek świata, który dotąd nie istniał.
Pogoda jest miękka i leciutko
przymglona. Przyroda umiera z klasą, skrząc się w słońcu kolorami. Suną po
niebie ciemne krążowniki chmur, deszcz ukazuje wszystkie formy, liście
rozbijają się o mnie. To moja ulubiona pora roku.
Ze wszystkich sił staram się nie
dorosnąć, ciągle dziwić się. Nie myśleć i nie działać automatycznie. Ludzie
dorośli pogrążają się w rutynie i przestają zauważać upływ czasu. Aż jest za
późno, a oni są za starzy na cokolwiek. Żyję szybciej niż inni, szybciej się
spalam, ale nie pozwalam sobie na nieuwagę. Każdy dzień będzie zapamiętany.
Ludzie pogrążeni w rutynie
samotnieją. Nie mają czasu na przyjaźnie i znajomości. Odnajdują swoją drogę i
odchodzą do własnych, małych światów. Oni odchodzą po kolei a ja zostaję.
Samotnieję można by rzec wtórnie. Lenn była dla mnie czymś większym niż
kochanką czy siostrą, jej odejście w codzienność było dla mnie silnym
wstrząsem. Teraz czuję, że się szklę. Coś wewnątrz mnie staje się zimne,
gładkie i śliskie. Wyrzynają się ostre kanty. Wczoraj zgnoiłem jakiegoś gościa
tylko dlatego, że ton jego głosu gryzł mi się z nastrojem. Moja złość jest
lodowata i precyzyjna. Jak w Kill Billu, zadaję kilka dokładnych szybkich
ciosów. Gościu wstaje, przechodzi trzy kroki i pęka mu serce.
Jutro zapewne moja melancholia
rozbije się o kokosankę u Awari. Tymczasem wiatr od morza styka okiennicami
„Kornera”. Rozbrzmiewają głosy, stuki szklanek i bili na stole. Ola
3szklaneczki rozpala w kominku, w tym mrocznym świetle wygląda jak anioł w złym
humorze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz