sobota, 23 października 2004

Minister zdrowia ostrzega. Kiszczak powoduje raka i choroby mózgu.


- Uspokój się Kiszczuś, nie wściekaj się. Negatywne uczucia są w tobie...
- To niech spierdalają!

Mam pod dachem ekosystem. Od południa stado srok. Startują znad wykusza, i siedząc na okolicznych płotach przemawiają do siebie jak małe, pierzaste karabiny maszynowe. Od zachodu i północy gnieździ się kilka par gołębi. Zaś nad moim pokoju rozpanoszyły się kawki, które przeprowadzają najwyraźniej jakieś szeroko pojęte zmiany, bo cała okolica jest usłana strzępkami ocieplenia i wełną mineralną. Gołębie za to robią to co potrafią najlepiej. Gruchają w rezonansowym pudle strychu i srają przechodniom na głowy. Niezaprzeczalnym faktem pozostaje, że przez 7 lat bytności pod dachem nie trafiły żadnego z domowników, być może więc rozpoznają swoich. Kawki odprawiają czasem tańce godowe na blasze nad moim oknem. czym zasłużyły już sobie na kilka soczystych epitetów i szturchanie nartą. Bywa że wstaję rano i szukam na golasa gaci, ogniskuję wzrok a tu na drucie za oknem siedzi 9 kawek i w skupieniu się przygląda. O przepraszam bardzo kochane ptaszyska, ale to nie jest żaden robak.
Od wschodu dachem rządzi kuna. Kuna o dziwo nie idzie na łatwiznę i nie chodzi na obiad do sąsiadów, ale co wieczór schodzi po rynnie od strony balkonu i udaje się na osiedle w swych kunich, zapewne krwawych interesach. Rano zaś świeża i niewinna zdarza się na ślepej drabinie za oknem kuchni spoglądając znacząco na ciętą wędlinę.
W ogródku są dzikie koty, szczury i jeże. Jeże są wszędzie. Gdy idzie się przez miasto o 3 nad ranem to wydaje się, że ulice się ruszają. Bo faktycznie się ruszają. Jeże bujając się i fukając unoszą noc na kolczastych grzbietach. Zazwyczaj samotne , ale zdarzają się i w stadach po kilkanaście. Mamy tu też kota - demona, ogromnego albinosa o różowych oczach. Kładzie się na środku ulicy i patrzy uważnie jak to kot w jakąś niewidoczną, zapasową rzeczywistość. Psy a czasem i ludzie skręcają na jego widok.
Ok, skoro uraczyłem was już okolicznościami przyrody to czas się trochę potłumaczyć. Piszę ostatnio rzadziej i bardziej chaotycznie, ponieważ korzystam z cudzych kompów i muszę dostosowywać się do ludzi.
Do niedawna miałem 4 bezpieczne porty. Pierwszy był u Lenn ale przeprowadziła się do męża na najdalszy kraniec pryszcza sterczącego z najbardziej zapadłego końca dupy wszechświata. Myśl że musiałbym się tam tłuc środkami 1,5 h, przez las i hen poza trójmiejską obwodnicę, przejmuje me serce mieszczucha atawistyczną grozą. Mieszkają tak daleko, że dojazd do nich to już wyprawa. Teoretycznie stare łącze pozostało pośród wzgórz Niedźwiednika, ale oddzielenie Ciapka od klawiatury jest porównywalne z usuwaniem twarzołapa z Obcego. U Zwierzów coś zassało system i teraz dopiero się odtwarzają, niestety z pomocą Linuksa, którego moja znajomość jest tylko trochę mniejsza od znajomości fizyki kwantowej. U Void jestem jeszcze niezasiedziały i niepewny. Dopiero instaluję się w przestrzeni ludzkich umysłów. Poza tym Void ma morderczą myszkę, ukręcacza palców z kulką, która doprowadza mnie do histerii. Jedynym stałym punktem pozostaje siedziba rodu Awari, ale przecież nie mogę tam siedzieć wiecznie, bo ci ludzie w końcu mnie znienawidzą, albo co gorsza się przyzwyczają.
Wybaczcie więc drobne problemy z odbiorem, zapewniam, że nie wiąże się to z brakiem chęci, niemocą twórczą czy chorobą psychiczną (brokuły! wszędzie brokuły!!!). Jestem znany z tego, że trwam do końca, a zwykle nawet trochę za. Będą mnie czytać jeszcze wasze dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz