- Uspokój się Kiszczuś, nie
wściekaj się. Negatywne uczucia są w tobie...
- To niech spierdalają!
Mam pod dachem ekosystem. Od południa
stado srok. Startują znad wykusza, i siedząc na okolicznych płotach przemawiają
do siebie jak małe, pierzaste karabiny maszynowe. Od zachodu i północy gnieździ
się kilka par gołębi. Zaś nad moim pokoju rozpanoszyły się kawki, które
przeprowadzają najwyraźniej jakieś szeroko pojęte zmiany, bo cała okolica jest
usłana strzępkami ocieplenia i wełną mineralną. Gołębie za to robią to co
potrafią najlepiej. Gruchają w rezonansowym pudle strychu i srają przechodniom
na głowy. Niezaprzeczalnym faktem pozostaje, że przez 7 lat bytności pod dachem
nie trafiły żadnego z domowników, być może więc rozpoznają swoich. Kawki
odprawiają czasem tańce godowe na blasze nad moim oknem. czym zasłużyły już
sobie na kilka soczystych epitetów i szturchanie nartą. Bywa że wstaję rano i
szukam na golasa gaci, ogniskuję wzrok a tu na drucie za oknem siedzi 9 kawek i
w skupieniu się przygląda. O przepraszam bardzo kochane ptaszyska, ale to nie
jest żaden robak.
Od wschodu dachem rządzi kuna.
Kuna o dziwo nie idzie na łatwiznę i nie chodzi na obiad do sąsiadów, ale co
wieczór schodzi po rynnie od strony balkonu i udaje się na osiedle w swych
kunich, zapewne krwawych interesach. Rano zaś świeża i niewinna zdarza się na
ślepej drabinie za oknem kuchni spoglądając znacząco na ciętą wędlinę.
W ogródku są dzikie koty, szczury
i jeże. Jeże są wszędzie. Gdy idzie się przez miasto o 3 nad ranem to wydaje
się, że ulice się ruszają. Bo faktycznie się ruszają. Jeże bujając się i
fukając unoszą noc na kolczastych grzbietach. Zazwyczaj samotne , ale zdarzają
się i w stadach po kilkanaście. Mamy tu też kota - demona, ogromnego albinosa o
różowych oczach. Kładzie się na środku ulicy i patrzy uważnie jak to kot w
jakąś niewidoczną, zapasową rzeczywistość. Psy a czasem i ludzie skręcają na
jego widok.
Ok, skoro uraczyłem was już
okolicznościami przyrody to czas się trochę potłumaczyć. Piszę ostatnio
rzadziej i bardziej chaotycznie, ponieważ korzystam z cudzych kompów i muszę
dostosowywać się do ludzi.
Do niedawna miałem 4 bezpieczne
porty. Pierwszy był u Lenn ale przeprowadziła się do męża na najdalszy kraniec
pryszcza sterczącego z najbardziej zapadłego końca dupy wszechświata. Myśl że
musiałbym się tam tłuc środkami 1,5 h, przez las i hen poza trójmiejską
obwodnicę, przejmuje me serce mieszczucha atawistyczną grozą. Mieszkają tak
daleko, że dojazd do nich to już wyprawa. Teoretycznie stare łącze pozostało
pośród wzgórz Niedźwiednika, ale oddzielenie Ciapka od klawiatury jest
porównywalne z usuwaniem twarzołapa z Obcego. U Zwierzów coś zassało system i
teraz dopiero się odtwarzają, niestety z pomocą Linuksa, którego moja znajomość
jest tylko trochę mniejsza od znajomości fizyki kwantowej. U Void jestem
jeszcze niezasiedziały i niepewny. Dopiero instaluję się w przestrzeni ludzkich
umysłów. Poza tym Void ma morderczą myszkę, ukręcacza palców z kulką, która
doprowadza mnie do histerii. Jedynym stałym punktem pozostaje siedziba rodu
Awari, ale przecież nie mogę tam siedzieć wiecznie, bo ci ludzie w końcu mnie
znienawidzą, albo co gorsza się przyzwyczają.
Wybaczcie więc drobne problemy z
odbiorem, zapewniam, że nie wiąże się to z brakiem chęci, niemocą twórczą czy
chorobą psychiczną (brokuły! wszędzie brokuły!!!). Jestem znany z tego, że
trwam do końca, a zwykle nawet trochę za. Będą mnie czytać jeszcze wasze
dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz