Wszystko przez to, że Trola nie
było w domu Trol to taki ładny, wiecznie pijany chłopiec. Grał niegdyś w
Oblivionie i Insanity. Kiedyś w Kwadracie podchodzi do niego kobieta, wprost ze
snów, jakie zwykle trafiają się o 3 nad ranem po podwójnej pizzy z serem i tymi
małymi, poskręcanymi robaczkami, śmierdzącymi śledziem. Blond włosy do pasa,
rasowa linia, gładkie krzywizny i błyszczący lakier, wargi jakby całowała się z
żelazkiem, mini do pępka i dekolt, w który wzrok wpada i grzechocząc znika w
otchłani. Pogładziła go dłonią po policzku i mówi „jesteś mężczyzną moich
marzeń, całe życie czekałam na ciebie”. Po czym wywlekła go za ramonezkę poza
horyzont zdarzeń. Pozostaliśmy osłupiali, łkając w duchu i przysięgający sobie
po cichu, że też nauczymy się grać na basie.
Kiedyś wpadliśmy do niego z psem.
Był w szeroko pojętym negliżu, musieliśmy więc czekać. My musieliśmy, ale nie
Disiu. Szmyrk, szmyrk nóżka do góry i lu na ścianę. Wchodzi Trol, patrzy z
filozoficznym namysłem na ścianę i mówi „ej, powiedz, że on tu napluł”.
Poza tym Trol Igor to jedyny
osobnik na świecie, który otworzył mi drzwi ubrany tylko w fartuch swojej
rodzicielki. Nadmienić należy, że fartuch posiadał kaptur.
No a teraz go nie było. Był
piątek, było wcześnie. Ja po tygodniu zapalenia okostnej i świeżo po
traumatycznym przeżyciu, jakim była likwidacja babcinych porzeczek, które od 2
lat nie miały liści, nie wspominając o owocach, ale za to miały kolce. Kurde,
mógłbym przysiąc, że porzeczki nie mają kolców. Te miały.
Postanowiliśmy się napić,
operację tę przeprowadziliśmy sprawnie i konsekwentnie, aż do chwili gdy naszym
oczom ukazało się dno. Byliśmy wystarczająco pijani by podjąć jakąś zuchwałą
acz nieskoordynowaną akcję. Co też uczyniliśmy.
17 to dość wczesna godzina w
burdelu. Wtoczyliśmy się na piętro, do kuchni dziewczyn, głośno oznajmiając
nasze przybycie i niosąc ochroniarza. Dziewoje w luźnych szlafroczkach, za to
jeszcze bez makijażu zakręciły się wokół nas radośnie. Pracuje tam moja kumpela
z dawnej klasy i siostra Kamila 3szlugi. Rozsiedliśmy się jak paniska, na stole
pojawiły się ciastka i herbatka. Zażądano od nas plotek i męskiego czaru...
nagle rozległo się pukanie do drzwi. Na scenę wkroczyli dwaj panowie
policjanci. Jeden zebrał pokłosie dowodów i zaczął nas energicznie spisywać,
pewnie dawno nie trafiło mu się tyle ofiar na raz. Drugi zmierzył mnie
wzrokiem. Niezorientowanym podpowiem, że podobna sytuacja zdarzyła się po raz
drugi. W tym samym pokoju, przy tym samym stole, nawet przy tych samych
filiżankach. Tym razem jednak do głowy mi nawet nie przyszło ruszyć się z
miejsca. Po pierwsze miałem Milę na kolanach, a po drugie już dawno zabili to
cholerne okno gwoździami.
- Znowu na herbatkę? - spytał pan
władza z głęboką niewiarą w głosie.
- Nie inaczej - odpowiedziałem
poprawiając na kolanach słodki ciężar.
No bo co właściwie mogłem
powiedzieć? Co może robić w burdelu facet z rozchichotaną panną na kolanach, w
stanie wyraźnie wskazującym na rozchełstanie i filiżanką w ręku.
A wy jak myślicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz