sobota, 27 lutego 2016

Nikt nie wiedział jak wielki jest Wielki Las

Poszliśmy dziś udawać z Krzyśkami, że czas nie upłynął. Śmiać się losowi w twarz pomimo, że minuty stają się coraz cięższe a piwa można wypić coraz mniej. Żona ma pomknęła do Gottenhaven, gdzie na chwilę miała przeistoczyć się w skoczną pin up girl w czasie tanecznych pokazów.  Ja zaś, lekko zważony, pojechałem sobie do Wrzeszcza by powrócić ślepym kursem przez noc, czując pod nogami twardy i rzeczywisty beton mojego Miasta. Beton uber alles. Wszystko przemija, a on wciąż gdzieś w swej zimnej i wilgotnej głębi przechowuje echo moich kroków z przeszłości.
To oko mnie przepaliło. Przepaliło na zwęglony wiór niesiony przez wiatr. Przez wiele miesięcy myślałem, że umieram i umierałem w taki czy inny sposób. Teraz gdy zrobiło się lepiej jest już za późno.
Stałem się stary. Przedtem czułem się młody i nieobciążony przemijaniem, potem przyszła Śmierć, owiała swoim oddechem, pocałowała delikatnie w czoło i ujrzałem siebie w ostatecznym kontekście. Co osiągnąłem, jakie znaczenie mają rzeczy, które wydawały mi się istotne, czym jestem i co po mnie zostanie. I gdy zobaczyłem to wszystko w kontekście śmiertelności, zestarzałem się. Jestem stary, nie myślę już w kontekście przyszłości, lecz przemijania. Częściej wspominam, trudniej się dostosowuję. Wiem, że mój świat już odszedł a ja żyję pożyczonym czasem w czyimś.
Gdy powoli wypadałem z orbity Wrzeszcza ku morzu, skręciłem w zdziczałe łąki okraszone ruinami, które w międzyczasie zmieniły się w schludny i oświetlony parking Lidla. Jest tam taki blok z oszklonymi klatkami, który zawsze postrzegałem jako mur i forpocztę starego Wrzeszcza. Jedno z okien na poddaszu oświetlone od wewnątrz czerwoną lampką było otwarte, a w jego tle odcinał się nieruchomo kontur dziewczyny wpatrzonej w ciemność. Zatrzymałem się pośrodku parkingu i patrzyłem na nią przepełniony nocą, tęsknotą i piwem. Patrzyliśmy tak na siebie nieruchomo przez ciemność i czas. Na tle rozświetlonej witryny Lidla przebiegł lis. Odwróciłem się i poszedłem swoją drogą, do herbaty, muzyki i klawiatury. Fear of the dark, drżą kolumny, palce stukają w klawisze w takt rozpędzonej myśli. Byłem młody, mogę być stary. Urodziłem się i umrę, jakie znaczenie ma czym jestem i co pozostawię. Jestem jedynie tchnieniem wieczności, pchłą na grzbiecie potwora. Jestem liściem na wietrze. Patrz jak szybuję.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz