poniedziałek, 9 grudnia 2013

Pierdolona pacyna losu

Kto myśli o problemach ma problemy,
kto myśli o rozwiązaniach ma rozwiązania

(skądś)

I przybył z rykiem i przytupem zły duszek Ksawery. Zmiatając po drodze kominy fabryczne, dachy i linie wysokiego napięcia (ciągle nikt nie umieścił ich pod ziemią, ale na pewno ktoś kiedyś na to wpadnie). Około 4 nad ranem stanąłem pośród ciemności na skraju ośnieżonego lasu, niczym jakiś Hun spragniony krwi, łupów i dziewiczego osocza i spojrzałem przez kłęby wiatru w kierunku ludzkich sadyb, w tym wypadku 3żagli. Popatrzyłem i oniemiałem, ponad dachami trzech wież wirowały na wietrze jakieś monstrualne, białe kształty. Wirowały, omijały się, wznosiły, opadały... dopiero na miejscu, gdy już w zaciśniętych z atawistycznej grozy rękach mogłem z niemą fascynacją badać zjawisko, odkryłem, że to dwudziestokilowe pacyny śniegu unoszone huraganem z dachów. Krążyły sobie lekko a beztrosko w wirach powietrznych, po czym nieuchronnie zmierzały ku ziemi, na spotkanie chodników, samochodów i zaskoczonych matek z dziećmi.
Przez 12 i pół godziny mojej obecności na 3ż odśnieżyłem całość z 5 razy, łącznie z molem na górze i zataczając pętle i finezyjne piruety uniknąłem bezpośredniego trafienia. Na koniec wyszedł ochroniarz i kazał mi "wypierdalać bo zajebię się na śmierć". Chciałem powiedzieć przytomnie, że zajebanie się na śmierć to nie taka zła perspektywa i pewnie nie jeden by chciał, ale nadciągnął nasz Boss i ewakuował mnie nach hause. Bossy stanowi nasze ciężkie wsparcie, krążąc w ciemnościach starym, terenowym Nissanem, który przeraźliwie jęczy i grzechocze, a z przodu smętnie zwisa mu pług, który należy ciągle podnosić bo opada. No więc jedziemy przez szarówkę a tu telefon i długie, upojne tłumaczenia mojego szefa jakiejś dziuni, dlaczego nie pojedzie na drugi koniec miasta i nie odśnieży pojedynczego miejsca parkingowego nr 37. Kobieta naprawdę nie mogła pojąć dlaczego Il Duce nie chce odśnieżyć niezakontraktowanego miejsca, za którego sprzątanie  nikt oczywiście nie zapłaci, a którego i tak nie widać spod śniegu i w sumie nie wiadomo gdzie jest. Widzieliście kiedyś jak dziewczynka przerwała zaangażowaną wypowiedz Williego Wonki, a on z takim specyficznym dźwiękiem zacisnął ubraną w skórzaną rękawicę dłoń? To właśnie tak wyglądało.
 W sobotę już nie wiało. Słońce zalało złotem zglazurzony śniegiem krajobraz. Każdy dom,drzewo, gałązka czy linka oblepiona była białą skorupką, na ścianach zakrzepły niczym porzucone zabawki pętle i wiry. Wszystko to skrzyło się najczystszym złotem, gdy w śniegu po kolana a miejscami do połowy uda ryliśmy wąwozy, ustalając nową geografię dla ludzi podążających do sklepu.
Z nieznanych mi przyczyn wszyscy opowiadali mi o wybitnych osiągnięciach Dana na drodze ku oczyszczeniu świata. Podobno bardzo zmęczył się pierdoląc głupoty oparty na łopacie, potem dyskutował długo a namiętnie z ochroniarzem nad gorącą herbatą  po czym się zmęczył, zamókł i wrócił do domu o 11. Smutne.  
Dziś skończył o 8, a podobno nasz pryncypałos miał za złe Radeckiemu, że odwiózł mnie doma przed 12. Na jego obronę mogę dodać, że w skutek indolencji innego ogniwa w łańcuchu naszych pracowitych dłoni, od piątej rozkuwaliśmy zadeptane chodniki Sokółki, która znajduje się niewiadomogdzie za Gottenhaven. Jak się okazało ogniwo nie mogło pracować bo pojechało wygłodzone do Tesco a po drodze były korki, jak je spotkam to czeka ja gruntowne przeobrażenie w  ogniu mych gorących uczuć, pomiędzy młotem a kowadłem nieuchronnych konsekwencji.
Specjalnie kazałem omijać Radosnemu Patio Róż bo z tego co pamiętam podpisałem szefowi jakiś świstek, że nie będę uwłaczał i stosował przemocy fizycznej wobec innych pracowników.
A teraz czekam na żonę i wypełniam pięciolitrową, metalową puszkę po dżemie drobnymi monetami, w celu użycia jej jako podpórkę pod szafkę pełną szkła. Będzie się działo.

 - ...już nie będziesz mogła uciec
w parku przed zboczeńcami.
- Nigdy nie uciekałam...

(My)

*

3 komentarze:

  1. Tak w zasadzie to fajny widok jak blok jest ośnieżony również pionowo. Wygląda jakby jakiś człowiek lód próbował wychamować i się mu to udało w ostatnim momencie ratując się szybkim skrętem pionowo w górę. I te uczucie gdy śnieg pada zewsząd naraz, człowiek czuje się wtedy tak jakby znajdował się w szklanek kuli ze śniegiem akurat w fazie energicznych wstrząsów przez dzieciaka z adhd po kawie zaparzonej w redbull`u. Miodem na moją duszę była godzinna jazda autobusem z Wrzeszcza do ronda delasalle czy jak mu tam było w towarzystwie menela który uroczo wyplówał swoje resztki płuc prosto na współpasażerów okolicznych. Jeszcze nigdy nie widziałem tak żywiołowej próby kompresjii gawiedzi autobusowej wywoływanej przez dźwięki przypominające odpalanie Fiata 126P przy temperaturze -50C. Facet zaczynał kaszel z wieszchu i potem to dziwaczne echo przenosiło się gdzies do jego przepastnych wnętrz, gdzie odbijając się wielokrotnie nabierało tębru oraz ciekawych efektów dźwiękowych. Dałbym sobie rękę uciąć że widziałem jak wybrzuszają mu się zakamarki gdy ów echo rykoszetowało po organiźmie podziurawionym spirytem niczym nastolatka w tym szoł na żywo z tvn`u. W każdym razie godzina w towarzystwie bezpośrednim owego indywiduum wywołało we mnie niezapomniany katar, który zapewne nocą wymyka się z domu i pożera nieostrożne staruszki dreptające na wieczorne msze do pobliskiego kościoła. Tak mniej więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jezusie nazareński... "wyHamował"... tak się kończy siedzenie w pracy dłużej niż zawsze... sorki za błąd i spowodowane nim krwawienie z oczu purystów ortograficznych.

      Usuń