piątek, 5 lipca 2013

Człowiek z popiołem na butach

Duda, młody kundelek, chciałby
być Wałęsą. Niestety, aby być
Wałęsą trzeba być Wałęsą

Przerzuciłem dziś sześć ton oślizgłych kamieni. Czuję się świetnie. Zapewne jutro będę płakał kwasem solnym , a moje ciało zamieni się w coś kruchego i popękanego, ale dziś jestem w zajebistym, pełnym różowych rozbłysków i szczęśliwych koników, świecie endorfin.
Te kamienie to wiecie, w zacisznym cieniu  małych pałacyków WhiteTown. Tworzyliśmy coś pięknego, co rodziło się w upale z naszego potu i krwi. Tuż za moimi plecami przetoczyło się powoli żółte ferrari, płaskie jak stół i wielkie jak lotniskowiec. Kiedyś, dawno, dawno temu mój starszy prorokował mi, że jak nie wdrożę się w meandry edukacji to skończę kopiąc rów przy jakiejś drodze, a moi koledzy będą przejeżdżać obok wypasionymi furami i patrzeć na mnie. Przypomniałem to sobie i uśmiechnąłem się, trzy kierunki studiów, kursy, książki a przeznaczenie i tak cię dogoni. Tyle że wbrew proroctwom Kiszczańskiej Wyroczni gówno mnie to obchodzi.
W zeszły weekend byliśmy na Bazunie w Przywidzu, u naszych stóp drżały lekko jeziora odbijając światła a na niebie pieniły się gwiazdy. Koncerty grzmiały w kamiennych trzewiach starej stadniny do której drogę wskazał nam miejscowy monsieur la mer. Dźwięk gitar ponad rozgrzaną trawą, ponad wzgórzami. i  spadzistymi dachami.  Przyjaciele, zapach strawy i piwo, piwo, złociste oceany piwa. Szponiasta radziła żebym nie wypuszczał z rąk pustych butelek, bo inaczej Radosny automatycznie i najwyraźniej bez udziału świadomości otwierał następne.
Nocne przygody, zadziwiające pomyłki i drewniane miecze. Drżący odblask słońca na wodzie, Tofik z Agą i Gonzem na pomoście z wędkami i dzieciaki Radosnych konwersujące z kaczkami. Czy też epicka odsłona rycerskiego pojedynku, w którym obaj uczestnicy wyglądali jak świeżo reanimowane zombie a ich straszliwe wysiłki by cokolwiek nadziać na swe straszliwe ostrza były tyleż przerażające co nieskuteczne..
Nasze łóżka były w pierwszym pokoju, wracamy pośród nocy i mówię: Dam sobie uciąć lewe jajo, że Tofik będzie w naszym łóżku. No i był. Aga wywabiała przez 20 minut Gonza z łóżka Pazurkowatej. Wypełzł, wtedy zabrała się za wywabianie Tofika z mojego, nie wytrzymałem. "Daj, pokarzę ci jak to się robi", mówię zrywając kołdrę i napotykając pełne skupionej nienawiści oczy zwiniętego w pozycji embrionalnej upiornego oseska w czapce bejsbolówce. Wyłaź z mojego łóżka! Wylazł.
Toudi z resztą ekipy mieszkali po drugiej stronie jeziora z większością zespołów,  wieczorami nad taflą biegły do nas gitarowe riffy i przepite głosy, Obok nas też mieszkał jakiś zespół, rano długowłosy koleś grał na pomoście na skrzypcach w kształcie litery S.
Minął już tydzień, suniemy po Mieście tam i z powrotem naszym krążownikiem i patrzymy na laseczki które wraz ze słońcem wypełzły spod jakiś wilgotnych kamieni i zasiedliły nagle swoimi długimi nogami okoliczne chodniki. Noce są gorące i rozbrzmiewają głosami wprost z tropików. Widzieliśmy też ostatnio pewną niezwykle interesującą reklamę - Roboty koszące! Musimy takie mieć. Szef przyjeżdża, a my spijamy pośrodku trawnika napoje chłodzące, a wokół nas pomykają wściekle warcząc roboty koszące, eksterminujące z cybernetyczną nienawiścią pędy konieczny i babki oraz wyskakujące z rykiem ze stoków w powietrze wprost na przechodzące matki z dziećmi. Ewentualnie Boss słyszy wieczorem pukanie, pyta "kto tam" a tam zza drzwi dobiega dyskretny pomruk 45 konnego silnika i szum wirujących ostrzy. Czekamy! Przyszłości Przybywaj!!!

Ja do Dana - Weź ze sobą Lenn
Radosny - Co będzie drzewo do
lasu nosił...
Ja - Ja swoją kłodę biorę ze sobą

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz