Duda, młody kundelek, chciałby
być Wałęsą. Niestety, aby być
Wałęsą trzeba być Wałęsą
Przerzuciłem dziś sześć ton oślizgłych kamieni. Czuję się świetnie. Zapewne jutro będę płakał kwasem solnym , a moje ciało zamieni się w coś kruchego i popękanego, ale dziś jestem w zajebistym, pełnym różowych rozbłysków i szczęśliwych koników, świecie endorfin.
Te kamienie to wiecie, w zacisznym cieniu małych pałacyków WhiteTown. Tworzyliśmy coś pięknego, co rodziło się w upale z naszego potu i krwi. Tuż za moimi plecami przetoczyło się powoli żółte ferrari, płaskie jak stół i wielkie jak lotniskowiec. Kiedyś, dawno, dawno temu mój starszy prorokował mi, że jak nie wdrożę się w meandry edukacji to skończę kopiąc rów przy jakiejś drodze, a moi koledzy będą przejeżdżać obok wypasionymi furami i patrzeć na mnie. Przypomniałem to sobie i uśmiechnąłem się, trzy kierunki studiów, kursy, książki a przeznaczenie i tak cię dogoni. Tyle że wbrew proroctwom Kiszczańskiej Wyroczni gówno mnie to obchodzi.
W zeszły weekend byliśmy na Bazunie w Przywidzu, u naszych stóp drżały lekko jeziora odbijając światła a na niebie pieniły się gwiazdy. Koncerty grzmiały w kamiennych trzewiach starej stadniny do której drogę wskazał nam miejscowy monsieur la mer. Dźwięk gitar ponad rozgrzaną trawą, ponad wzgórzami. i spadzistymi dachami. Przyjaciele, zapach strawy i piwo, piwo, złociste oceany piwa. Szponiasta radziła żebym nie wypuszczał z rąk pustych butelek, bo inaczej Radosny automatycznie i najwyraźniej bez udziału świadomości otwierał następne.
Nocne przygody, zadziwiające pomyłki i drewniane miecze. Drżący odblask słońca na wodzie, Tofik z Agą i Gonzem na pomoście z wędkami i dzieciaki Radosnych konwersujące z kaczkami. Czy też epicka odsłona rycerskiego pojedynku, w którym obaj uczestnicy wyglądali jak świeżo reanimowane zombie a ich straszliwe wysiłki by cokolwiek nadziać na swe straszliwe ostrza były tyleż przerażające co nieskuteczne..
Nasze łóżka były w pierwszym pokoju, wracamy pośród nocy i mówię: Dam sobie uciąć lewe jajo, że Tofik będzie w naszym łóżku. No i był. Aga wywabiała przez 20 minut Gonza z łóżka Pazurkowatej. Wypełzł, wtedy zabrała się za wywabianie Tofika z mojego, nie wytrzymałem. "Daj, pokarzę ci jak to się robi", mówię zrywając kołdrę i napotykając pełne skupionej nienawiści oczy zwiniętego w pozycji embrionalnej upiornego oseska w czapce bejsbolówce. Wyłaź z mojego łóżka! Wylazł.
Toudi z resztą ekipy mieszkali po drugiej stronie jeziora z większością zespołów, wieczorami nad taflą biegły do nas gitarowe riffy i przepite głosy, Obok nas też mieszkał jakiś zespół, rano długowłosy koleś grał na pomoście na skrzypcach w kształcie litery S.
Minął już tydzień, suniemy po Mieście tam i z powrotem naszym krążownikiem i patrzymy na laseczki które wraz ze słońcem wypełzły spod jakiś wilgotnych kamieni i zasiedliły nagle swoimi długimi nogami okoliczne chodniki. Noce są gorące i rozbrzmiewają głosami wprost z tropików. Widzieliśmy też ostatnio pewną niezwykle interesującą reklamę - Roboty koszące! Musimy takie mieć. Szef przyjeżdża, a my spijamy pośrodku trawnika napoje chłodzące, a wokół nas pomykają wściekle warcząc roboty koszące, eksterminujące z cybernetyczną nienawiścią pędy konieczny i babki oraz wyskakujące z rykiem ze stoków w powietrze wprost na przechodzące matki z dziećmi. Ewentualnie Boss słyszy wieczorem pukanie, pyta "kto tam" a tam zza drzwi dobiega dyskretny pomruk 45 konnego silnika i szum wirujących ostrzy. Czekamy! Przyszłości Przybywaj!!!
Ja do Dana - Weź ze sobą Lenn
Radosny - Co będzie drzewo do
lasu nosił...
Ja - Ja swoją kłodę biorę ze sobą
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz