niedziela, 3 października 2010

Kim jest ta kobieta w lustrze



Kostnica miejska znajdowała się
nieopodal fabryki mydła, co już
samo w sobie mówiło o reputacji
dzielnicy...

(inspirowane Harrisonem)

Jest piękny, niedzielny poranek. Nieopodal spoczywa w łóżku półnaga i Nienaruszlna Aż Do Ślubu Lady Pazurek, i tak już prawie od sześciu lat. Gdzieś tam Seba mija kolejny równoleżnik, Borys przekrwionymi oczyma patrzy w rozdziawioną gardziel potomstwa, a gdzieś tam na dole Bajka jest świeżą, wprost z kartonika żoną po nocy poślubnej. Lennonka jest w Warszawie i nareszcie ma szansę dotknąć na wpół bajkowego Mostu Poniatowskiego. Ten most jest to jedna z tych rzeczy, które chronią Wawę przed starciem z powierzchni ziemi. Niemal każdy w tym kraju stracił kogoś pożartego przez tego betonowego pająka – pożeracza dusz. Może kiedyś fatum minie gdy ten urbanistyczny koszmarek stanie się przedmieściami Łodzi.
Lenn w każdym razie lubi Warszawę. Mówi, że czuje tam prawdziwą atmosferę miasta. W sumie, jakby się tak zastanowić to wychowała się pośród blokowisk, wielka W może być więc dla niej faktycznie uosobieniem miejskości. Poza tym żyli tam ludzie, których życiami żyje.
Tak, wiem, że to dziwna notka, taka jakaś niemrawa i bezcelowa. Ale szczerze mówiąc jestem odrobinkę przeżuty. Zarwałem dwie noce i pracowałem dwie pełne doby, żeby mieć czas zrobić w łykend remont dla mojego szefa, który niech żyje. Zależało mu najwyraźniej na czasie. Miał się zgłosić w środę. Nie dał znaku życia aż do dzisiaj, mimo, że przebywał czasem zaledwie kilkanaście pięter pode mną. Ma to oczywiście związek z comiesięczną komedią jaka towarzyszy przekazywaniu mi pensji. Nie dzwoniłem, bo to w końcu jego problem. Z mojej strony jest to uprzejmość, bo roboty mam od zajebania, a i policzyłbym mu po znajomości, więc żaden to dla mnie interes. Kij mu w oko, tydzień był morderczy i przynajmniej teraz trochę odpocząłem, i to mimo przyjazdu starszego, który przywiózł od Uzbeków różne, straszne a jadalne rzeczy. I tak od dwu dni zagryzamy kawiorem suszoną w słońcu dynię i zapijamy piętnastoletnim koniakiem prosto z beczki. Ojciec zaraz wyjeżdża zrobiliśmy też więc przyspieszone urodziny babki z tradycyjnym tortem węgierskim od Zebla i jeszcze bardziej przyspieszone święto zmarłych. Dodam tylko, że mój Starszy ma rękę do tworzenia, nieszkodliwych na pierwszy rzut oka drinków, które cicho i niepostrzeżenie robią ludziom rzeczy potworne i pamiętane przez pokolenia. Tak więc mój żołądek przypomina teraz Hiroszimę a mózg pracuje na pół gwizdka, strząsając z siebie z obrzydzeniem takie lepkie bryłki zielonego żelu, czy coś w tym stylu. Za moment spośród pienistych warstw kołder powstanie moja furia i wyjdziemy na rozsłoneczniony, przesiąknięty na wskroś złotem świat, by przekonać się czy mamy też światłowstręt.

- Ciekawe czy Einstein, będąc mądrzejszy
od wszystkich nie czuł się samotny, czy
gardził otaczającymi go rzeszami
przygłupów?
- Myślę, że to dlatego zbudował Bombę...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz