Pytanie czy komputer potrafi myśleć
jest równie ciekawe jak pytanie czy
okręt podwodny umie pływać.
(Dijakstra)
Budzę się w nocy. Ciemność za oknem rozbrzmiewa głuchymi
tąpnięciami eksplozji i terkotem broni maszynowej. Wojna myślę w sennym widzie.
Wstaję wyglądam za okno, nico. Włączam radio - muzyka. Żadnych ostrzeżeń, syren
nad miastem, tripodów kroczących za oknem. Pewno Brzeźno kogoś trawi – myślę.
Zamykam okno i idę spać. Dopiero jak obudziłem się na dobre dwie godziny
później to mnie olśniło. Kanonada była o 4:50, czwarta czterdzieści pięć,
pierwszy wrzesień. Dwa kilo od mojego okna jest Westerplatte. Pewnie znów ktoś
najechał składnicę. Pewnie prezydent i premier z delegacją. Jak dobrze poszło
to rozstrzelali Kaczyńskiego... Najlepiej z miotacza ognia.
Mija pierwszy tydzień po powrocie do pracy. Nie ma Kozicy,
więc nasz klub KKK działa lekko upośledzony i zwija się na półtorej etatu
pośród splątanego, wewnętrznego piekła naszej betonowej trumny. Podobno w ciągu
dwóch miesięcy zamienię Cmentarną Wieżę na Trzy Żagle. Zawsze to bliżej domu.
Oficjalnie idę tam dlatego, że na każdym nowym miejscu potrzebny jest ktoś z
doświadczeniem. Ale kto wie, może nie trzeba było poić detergentem
niezadowolonych mieszkańców, tudzież wkładać ich istotnych części pod wirujące
szczotki traktorka od garażowych posadzek. A właśnie w nowym miejscu będę miał
własny traktorek, będę nim popierniczał po podziemiach ścigając kobiety z
zakupami. Albo nocami bezszelestnie szarżował po schodach klatek, tak że wkrótce
wśród bardziej trunkowych, wracających nocami lokatorów pojawią się opowieści o
traktorku widmo. „I panie, otwierają się drzwi windy a tam szczotki! Dziesiątki
wirujących szczotek...”. Mam taki cichy projekt zabgrejdowania go za pomocą
gąsienic i lufy.
Noce stają się teraz takie wyraziste i pełne tęsknoty jak
lubię. Nadchodzi jesień, moja ulubiona pora roku. Wszystko umiera, a ja mknę
wśród ocierających się o mnie miękkimi powiewami wiatru ciemności z muzyką
Closterkellera w żyłach. Zimne powietrze wypełnia płuca, światła lśnią pośród
wilgotnych bruków i coś woła, woła mnie i zmusza do ruchu, biegu, marszu
poprzez mrok.
Pozwoliłeś sobie na jedno kurwa, na jedno
spierdalaj, i teraz nie ma rady: kurwa
raz znalazłszy się w słowniku, zniszczyła
twoją piękną polszczyznę i twoją osobistą
kulturę, nawet gdy nie wypowiadasz jej głośno
rozkłada nogi na końcu języka, nawet kiedy
jej nie myślisz, jest.
(Nowaczewski)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz