sobota, 19 grudnia 2009

Extremofil pod opadającym całunem nieba



Skończcie się migdalić.
Zróbcie sobie dziecko.
Porzućcie się

(Lenn)

To nie jest śnieg. To wilgoć, która zamarzła w powietrzu i opadła na ziemi w formie szorstkiego, białego pyłu. Wiatr niesie ją sypkimi falami ponad asfaltem. Brnę w nich zanurzony po kolana jakbym szedł przez jakąś arktyczną płyciznę. To eteryczny zwiadowca, który poprzedza opad i noce białe od podświetlonych łunami chmur. Zapowiedź bólu grzbietu, oddechu zamarzającego na wąsach i minus 16 przy których zaczynają zamarzać oczy. Przez chwilę jednak puste, ciche ulice wyglądają jak świat w „Kociej kołysce” Vonneguta, skrystalizowana trawa trzaska pod podeszwami..
Parę ostatnich dni spędziłem odkopując Dzielnicę Dziwnych Klatek niczym Pompeje. Tam jest tak śmiesznie, że nie ma chodników, tylko trzeba wydobyć z głębin całe place pomiędzy budynkami. Zauważyłem tam pewien frapujący fenomen. Ludzie posiadający samochody oczyszczają je rano ze śniegu i lodu, ale nigdy nie zsypują go na parking, tylko zawsze na świeżo wyczyszczony chodnik. Te subtelne hałdki szybko tam zamarzają na beton, dzięki temu czyściochy mogą sobie potem powybijać zęby ślizgając się na nich. I dobrze tak samolubnym skurwysynom. Normalnie wracam i ściągam to, ale po tygodniu wstawania o 4 i nierównego boju z Matką Naturą cierpię na deficyt litości, a więc jeśli i Ty jesteś jednym z tych bezmyślnych, obmierzłych, ze wszech miar plugawych cielebunów o żółtym mózgu drążonym przez syfilis i mięsożerne mrówki Pela to życzę ci z całej głębi mojego czarnego, ziejącego ogniem serca: Chuj ci w przewód i szufla w kręgosłup!
Gdy wracając ku dolinom czekałem nieruchomo na spóźniający się zaledwie 20 minut autobus zamarzła na mnie skóra. Chciałem sięgnąć do kieszeni po telefon, a tu rękaw stawia opór. Już wiem jak się czują kosmonauci.
Po drugiej stronie lustra zaś podwójne urodziny Lenn i Avatara. Avatarnej zawsze ciężko jest coś kupić, ponieważ jest jedną z tych szczęśliwych osób, które w sumie mają wszystko. Kupiliśmy jej więc „Kuchnię kanibala – 22 potrawy z człowieka”, to powinno zaspokoić jej rozliczne żądze i wysublimowane pragnienia. Z Lenn nie ma takiego problemu jej liczne fascynacje są jak wielkie piece na transatlantyku. Wiecznie łakną paliwa. (Od razu stanęły mi przed oczyma rzesze półnagich, umięśnionych, spoconych facetów oświetlonych blaskiem płomieni, którzy to paliwo dostarczają...). Oglądaliśmy ostatnio jakiś wyjątkowo żałosny film o zombich, po czym doszliśmy do wniosku, że na takiej Oruni Dolnej atak zombie przeszedł by niezauważony. Ani zombie ani miejscowi nie zauważyliby różnicy.

Czy do zastrzelenia mima
niezbędny jest tłumik?

(CKM)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz