Marzan – Ten pasztet trzeba zjeść bo sinieje
Ja – To miała być rekomendacja?
Przekonałeś mnie...
Gdy długo nie śpimy sny przychodzą do nas. Przybywają na
jawie, rozmiękczają rzeczywistość, wlewają się w świat miękką, barwną falą. Ten
sen zaczyna się w pociągu, gdy w przepełnionej stukotem kół ciemności, drobna
dziewczyna w czerwieni, zsuwa się kolejny raz po oparciu i przytula się do mnie
przez sen. W Katowicach zmieniamy wagony, bo te którymi jechaliśmy skręcają do
Wisły. Do samego Krakowa stoję patrząc na przybycie świtu i sarny krążące po
polach i łąkach bez choćby odrobiny lęku.
W podziemiach Krakowa autobus podjechał w momencie naszego
wejścia na przystanek. W Myślenicach drogę przegrodziła nam najeżona maszynami
i pachnąca gorącym asfaltem, rozbudowująca się Zakopianka. Dużo czasu zajęło
nam opuszczenie miasta.
Odeszliśmy w cień drzew i roztańczone słoneczne plamy. Szlak
wił się po szczytach Beskidu Wyspowego. Jeśli kogoś dziwi ta nazwa powinien
popatrzeć na okolicę w czasie mgły. Na najwyższym szczycie okolicy odkryliśmy
nowiuteńkie obserwatorium astronomiczne. Poprzednie, które stało tu w
międzywojniu powstało na ziemiach darowanych przez Hrabiego Lubomirskiego. Nasi
nazywali tam komety, dopóki całości nie sfajczyli Niemcy. Podobno gdy kazali
naukowcom znieść na dół teleskop, zastanawiali się czy ich rozstrzelać czy
puścić, ówczesny dyrektor obserwatorium, który rozumiał niemiecki, osiwiał nim
dotarli na dół.
Odkryliśmy niesamowitą polankę ze stokiem osuwającym się
nagle spod nóg i bajecznym widokiem. Wkraczało się na nią przez mroczny
świerkowy tunel i nosiła ślady wykorzystywania przez paralotniarzy. Piliśmy tam
piwo i gadaliśmy dopóki nie wygonił nas wiatr.
Lądowanie w schronisku Kudłacze uczciliśmy fenomenalnym
dewolajem i piwskiem. Widok był piękny a rodzina zamieszkała schronisko raczej
intrygująca. Nim zapadł wieczór właściciel udał się w kierunku uli, po czym
powrócił wytrząsając z odzienia żądlące zaciekle robotnice, zabrał się więc za
sadzenie pomidorów. Wokół biegało z prędkością światła latorośle i szalona
bestia klasy jamnik, a niziutka gospodyni miała niesamowite usta, które do tego
zwijała w taki niewinny dzióbek. Aż chciało się po nich przejechać opuszkiem
palca.
Cdn.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz