Poczuł jak pocisk
uderza go w bok.
Padł na ziemię widząc spanikowanego
adiutanta i zadymione
niebo, a jego
zamroczony
umysł zastanawiał się
dlaczego wieczór nadszedł tak szybko.
Lecz to wcale
nie był wieczór.
To
była noc.
(Weber)
Ostatnio tnąc zdobyte na Lennonce Przekroje, trafiłem na
masakryczny rysunek Raczkowskiego. Dwa sklepione łukowo obrazki, sugerujące
nawiązane do obrazów sakralnych. Na jednym piekło, ludzie idą na skraj
przepaści i spadają wprost w potworną, zębatą paszcze. Obok niebo, ludzie idą
drogą na której końcu stoi ogromny Bóg, chwyta ich i pożera, paszczą równie
uzębioną. W tym świetle słowa „dobry człowiek” nabierają nowego, złowrogiego
sensu.
Tydzień temu mieliśmy pierwszą w tym roku burzę, cholender,
w styczniu!. Ptaki drą się od świtu, jest ciepło. To już na pewno wiosna, wiem,
bo znowu zaczynam widzieć kobiety. Ostatnio przejściem podziemnym wędrowała
taka jedna długonoga. W przeciwieństwie do większości długonogich miała ładnie
zaokrąglone biodra, umiała się ubrać i naprawdę wiedziała jak chodzić. Och, jak
ona szła, lekko rozbujana sunęła przez powietrze. Patrzyłem póki mogłem, a moje
serce biło w takt jej kroków.
Wczoraj zaś na podwójnych urodzinach Void i wielmożnego
rycerza Czesława, wpatrywałem się magnetycznym wzrokiem w obfity i
profesjonalnie wyeksponowany biust siedzącej naprzeciw czarnowłosej Filigranki.
Na szczęście od jakiś nierozsądnych kroków strzeże mnie moja
urocza i subtelna Istota, która za pomocą kompletu ostrych jak szpilki szponów,
co czas jakiś przywraca mnie rzeczywistości, gdy zbytnio pogrążam się w
kontemplacji i egzystencjonalnej zadumie.
Poza tym jestem dumny i szczęśliwy, że znalazłem kobietę, z
którą mogę się pogapić na taką długonogą i wymienić uwagi o czyimś biuście.
Radości jej to zapewne nie sprawia, ale potrafi mnie zrozumieć i zaufać mi.
A propos, Sebę z jego tryplem lekarz wysłał do sanatorium,
na dzielnicy panuje ogólne przekonanie, że to postępek wysoce niemoralny,
porównywalny jedynie z wysłaniem konia trojańskiego do niczego nie
spodziewającej się, świętującej Troii.
Przychodzi facet do lekarza i mówi, że
ma taką wstydliwą
chorobę, długo bał
się z tym iść do lekarza, ale już nie może
wytrzymać. I żeby pan
doktor wszystko
obejrzał, ale niczego nie dotykał. Lekarz
kazał mu zdjąć spodnie, popatrzył, po-
myślał i mówi: Ok,
niech pan wejdzie
na krzesło,
teraz niech pan
skoczy... o
widzi pan, samo odpadło.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz