Nadeszła burza. Z ciemności runęły w dół strugi deszczu.
Uderzyły w nas i kostropaty beton wokół. Wszechogarniający szum otoczył nas jak
zmokły żagiel, zerwany wiatrem z masztu i ciśnięty z wściekłością w pokład.
Woda momentalnie pognała ku krawędzi nabrzeża, porywając po drodze papiery i
reklamówki. Kartony na naczepie nie były niczym osłonięte, a w nich oczekując
na zalanie spoczywały japońskie telewizory, po trzy tauzeny sztuka. Poczuliśmy
się jak na wojnie. Błyski, huk szum, słaba widoczność, lodowate ubranie
przylegające do ciała, niewyraźne kształty, krzyki i komendy. P automatycznie
przejął dowodzenie, zagrała brzeźnieńska krew i z luźnej grupki brukowych
wycieruchów momentalnie przerodziliśmy się w oddział.
Pędząca w dół woda sięgała do połowy łydki, dwóch naciągało
ponownie plandekę na stelaż ciężarówki. Zrzuciliśmy ciuchy i w samych spodniach
, w świetle błyskawic, przenosiliśmy biegiem kartony. Dwóch niosło, trzeci
osłaniał od góry kawałkiem brezentu. Rozbłyski, huk, szybkie uderzenia stóp w
ziemię, ruch , parowanie i etniczny rytm.
Staliśmy się portowym plemieniem żerującym na wielkim,
nieruchomym cielsku ukraińskiego tira. Tańczyliśmy półnago plemienny taniec
łowców, wyrzutków, wygnańców z dalekich domów i łóżek. Zagubieni czerwoni
khmerzy, sybiracy nad świecą, buntownicy z Bounty w wyciu burzy, w samym sercu
świata.
Poranek był piękny, powstał ogniem nad zatoką. Oglądaliśmy
go, nadal półnadzy, siedząc stadem na dźwigu, niczym zdziczałe anioły z “Miasta
aniołów” czy innego “Nieba nad Berlinem”.
Gdy wstało słońce, a pośród drzew pobliskiego Westerplatte
rozśpiewały się ptaki, Borys stwierdził ni stąd nizowąd: w ropie jest
krew.Wschodzące słońce rozkrwawiło fale kanału i zalśniło w rozsnutych po
wodzie smugach mazutu.
Ostatnie dwa tygodnie spędziłem intensywnie pracując.
Zgubiłem gdzieś sześć kilo, cofnęła mi się hipochondria. Dziś miałem odpocząć,
a za to ogarnęła mnie bezrobotna depresja. Nadodczuwanie tak potężne, że
usiadłem na podłodze w kuchni z nożem w ręce i zastanawiałem się czy nie zacząć
ciąć sobie skóry na przedramieniu, aby ból zakrzyczał wszystko inne.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz