wtorek, 28 sierpnia 2007

Argh! Ściga mnie Camarro szatana!!!


Ziemia obraca się z tak ogromną prędkością, że gdybyśmy zmaterializowali się zupełnie nieruchomi, tuż nad jej powierzchnią, uderzenie powietrza rozbiłoby nas w krwawą mgłę.
Przy rozbieraniu starych, blaszanych ścian , odskakujący odprysk trafił mnie w zawias od szczęki, tuż za językiem , w chwili gdy krzyknąłem. Gdy go wyciągałem, myślałem o tym, że jeszcze parę centów i wbiłby się w gardło. Blaszany smyczek generujący ciszę na głosowych strunach.
Nie wiem czemu, ale strasznie nas to wtedy bawiło. Ja wyciągałem pordzewiałe ostrza z ręki, którą się zasłoniłem a seba kokietował nas kolejnym wbitym płytko w powiekę. Może to przez pogodę. Jest piękna, ostra i niesie pierwsze echa jesiennego szaleństwa.
Ostatnio niczym nie potrafię się zmartwić, i naprawdę nie wiem czy jest się z czego cieszyć.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz