Ziemia obraca się z tak ogromną prędkością, że gdybyśmy
zmaterializowali się zupełnie nieruchomi, tuż nad jej powierzchnią, uderzenie
powietrza rozbiłoby nas w krwawą mgłę.
Przy rozbieraniu starych, blaszanych ścian , odskakujący
odprysk trafił mnie w zawias od szczęki, tuż za językiem , w chwili gdy
krzyknąłem. Gdy go wyciągałem, myślałem o tym, że jeszcze parę centów i wbiłby
się w gardło. Blaszany smyczek generujący ciszę na głosowych strunach.
Nie wiem czemu, ale strasznie nas to wtedy bawiło. Ja
wyciągałem pordzewiałe ostrza z ręki, którą się zasłoniłem a seba kokietował
nas kolejnym wbitym płytko w powiekę. Może to przez pogodę. Jest piękna, ostra
i niesie pierwsze echa jesiennego szaleństwa.
Ostatnio niczym nie potrafię się zmartwić, i naprawdę nie
wiem czy jest się z czego cieszyć.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz