Ach kochanie, jak pięknie pachną
twoje włosy – obiadem...
(Krzyśki)
Do Brzeźna zawitało MTV. Jakieś laski w strojach kąpielowych
bujały się na scenie. Wzdłuż wybrzeża rozbłyskiwały żywe rozety dyskotek a
horyzont przypominał stary, spatynowany płomień zamarły na zawsze pośród
skłębionych chmur. Stałem tam z Krzyśkami, słuchając opowieści z krypty,
godzina jedenasta dobijała do zegara, kończył się ciężki dzień.
Krzych opowiadał jak niegdyś pod molem siedziało dwóch metali
i jeden smętnie stwierdził, że przydałoby mu się 5 złotych, bo brakuje mu do
wina. A tu nagle zawiało, zaszumiało i z góry, spomiędzy desek spadła mu na
głowę dwuzłotówka. I to jest właśnie powód, dla którego pod molem siedzą zawsze
grupy młodzieży.
Opowiadał też o typie, któremu przez parę nocy z rzędu śniły
się w różnych formach liczby:1, 2, 3. W końcu nie wytrzymał, zastawił wszystko
i postawił na te liczby gdzie się tylko dało. Przegrał oczywiście wszystko i
gdy tak wracał przygnębiony rozjechał go autobus linii 123...
W piątek ruszamy w góry. Podobno, gdy mężczyzna rusza w góry
to wraca do domu, po bieszczadzkich doświadczeniach sprzed paru lat mam
wątpliwości, czy rzeczywiście chodzi o takie góry – miejsca, w których trudno
nie potknąć się o turystę. I dlaczego, do cholery, rośliny po polskiej stronie
były szare i czarne a po ukraińskiej pyszniły się soczystą zielenią?
Na zewnątrz wreszcie pojawiło się słońce. Wyląduję dziś
zapewne w herbaciarni, gdzie ktoś zapewne będzie szlifował o mnie swoje kształtne
szpony, a potem będę się wspinał na Niedźwiednik, by skosztować słynnej kuchni
Mamy Lenn, a następnie stoczyć się w doliny z 30 kilo gazet na plecach. Wciąż
nie mam jeszcze plecaka, bo w moim nosiłem ostatnio złom i jeździłem na roboty,
przypomina więc coś przybyłego z głębin oceanu.
Znowu zerwał się wiatr, niesie ze sobą coś nieograniczonego.
Idę zobaczyć co...
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz