niedziela, 15 lipca 2007

Wiatr spod mola


Ach kochanie, jak pięknie pachną
twoje włosy – obiadem...

(Krzyśki)

Do Brzeźna zawitało MTV. Jakieś laski w strojach kąpielowych bujały się na scenie. Wzdłuż wybrzeża rozbłyskiwały żywe rozety dyskotek a horyzont przypominał stary, spatynowany płomień zamarły na zawsze pośród skłębionych chmur. Stałem tam z Krzyśkami, słuchając opowieści z krypty, godzina jedenasta dobijała do zegara, kończył się ciężki dzień.
Krzych opowiadał jak niegdyś pod molem siedziało dwóch metali i jeden smętnie stwierdził, że przydałoby mu się 5 złotych, bo brakuje mu do wina. A tu nagle zawiało, zaszumiało i z góry, spomiędzy desek spadła mu na głowę dwuzłotówka. I to jest właśnie powód, dla którego pod molem siedzą zawsze grupy młodzieży.
Opowiadał też o typie, któremu przez parę nocy z rzędu śniły się w różnych formach liczby:1, 2, 3. W końcu nie wytrzymał, zastawił wszystko i postawił na te liczby gdzie się tylko dało. Przegrał oczywiście wszystko i gdy tak wracał przygnębiony rozjechał go autobus linii 123...
W piątek ruszamy w góry. Podobno, gdy mężczyzna rusza w góry to wraca do domu, po bieszczadzkich doświadczeniach sprzed paru lat mam wątpliwości, czy rzeczywiście chodzi o takie góry – miejsca, w których trudno nie potknąć się o turystę. I dlaczego, do cholery, rośliny po polskiej stronie były szare i czarne a po ukraińskiej pyszniły się soczystą zielenią?
Na zewnątrz wreszcie pojawiło się słońce. Wyląduję dziś zapewne w herbaciarni, gdzie ktoś zapewne będzie szlifował o mnie swoje kształtne szpony, a potem będę się wspinał na Niedźwiednik, by skosztować słynnej kuchni Mamy Lenn, a następnie stoczyć się w doliny z 30 kilo gazet na plecach. Wciąż nie mam jeszcze plecaka, bo w moim nosiłem ostatnio złom i jeździłem na roboty, przypomina więc coś przybyłego z głębin oceanu.
Znowu zerwał się wiatr, niesie ze sobą coś nieograniczonego. Idę zobaczyć co...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz