Toast, brzęknęły szkła.
Ludzie się cofają, tylko
Lady Ciapka pozostaje
Na placu boju, prze-
mieszczając się w moim
kierunku i mówi: Tylko
z tobą się jeszcze nie
stukałam...
Otwieram drzwi. Za nimi stoi Dyniek, unosi mi przed oczy
prezerwatywę z dawką czegoś zielonego i oślizgłego i pyta cały podjarany: Co ja
na to? Święci pańscy! I to po tym heroicznym wysiłku, jakiego wymagała
absorpcja śniadania. Spierdalaj! Odparłem uprzejmie zgodnie z moim
najszczerszym przekonaniem, głębią gorących uczuć i aplauzie udręczonego
żołądka i z rozmachem walnąłem drzwiami... Naprawdę to nie najlepsza pora by
delektować się tym, co jest wstanie wygenerować znarkotyzowany dyńkowy organizm.
Wczoraj znowu wracaliśmy w towarzystwie Mata. Mat przez całą
drogę intensywnie przeżywał fakt, że w pracy mają geja i chodzenie tyłem do
szafek czy też pytania typu „Czy nosisz szelki?”, są u nich na porządku
dziennym. Mata najbardziej niepokoiła możliwość, że znajdzie się z K na jakiejś
zakładowej imprezie, a tamten przyjdzie bez swojego chłopaka, i zacznie pić. Tu
nie mogłem się powstrzymać i wspomniałem o moim kolesiu, który zbudził się po
pewnej imprezie z obolałą dupą i stówą w kieszeni.
Szliśmy tak przez miasto podśmiewając się z całej sytuacji i
tak dalej. Mat się rozkręcał aż doszliśmy do miejsca, gdzie ja i Pazurkowata
skręcamy a Mat podąża dalej sam, ku samotnemu przystankowi, by czekać w
ciemnościach nocy na autobus. I właśnie wtedy, już skręcając rzuciłem z uroczym
uśmiechem, jakiemu zwykle towarzyszą małe ptaszki, wydłubujące pokarm spomiędzy
zębów: Ty tam będziesz taki samotny i po ciemku. Cisza, druga nad ranem. Nagle
za tobą zaszeleszczą krzaki i wyjdzie K...
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz