czwartek, 29 marca 2007

Zmarnowane potencjały


Dlaczego wszystko jest takie
ważne, mimo że znika?

Lady Pazurek wraz z resztą swojej grupy ma teraz powierzchniówki. Znaczy się łażą z lekka niezbornym stadem, pośród świeżo zaoranych pół, w okolicach Masłowskatown i wypatrują modre ślepia w poszukiwaniu odprysków obrobionego krzemienia tudzież kawałka ceramiki. Po każdym zbiorze oddają swoje znaleziska Panu Doktorowi, który przegląda je, klasyfikuje i oznacza ewentualne stanowiska do przyszłego rozkopania.
Za pierwszym razem przynieśli stertę przeróżności od cegieł poczynając na psich kościach kończąc. Doktor tłumaczył im, co zbierać a co nie, a asystowała mu grupa drugoroczniaków patrząca na amatorów z wyżyn swego doświadczenia...
- A skąd tu się wzięła ta współczesna porcelana?
- A to pewnie ktoś wrzucił do szamba...
Do twarzy pozostają przylepione z lekka histeryczne uśmiechy, co niektórzy ocierają dyskretnie ręce o spodnie...
Wczoraj w Herbaciarni Dan wyjął z brezentu swoją niebieską gitarę i zaczął śpiewać własne piosenki. Byłem pod wrażeniem. Nie co dzień widzi się skalda przy pracy. Jestem chory, mózg gotował mi się z gorączki i miałem nieopanowaną ochotę uciec do domu i zwinąć się w jakimś kącie, ale każda kolejna piosenka zatrzymywała mnie na miejscu. Sącząc do świata magię wędrownych minstreli. Nigdy nie sądziłem, że spotkam coś takiego poza opowieścią. Słuchając piosenek o nożach, wodzie czy pętli zarzucanej na szyję Saddama, boleśnie odczuwałem maszynowość naszej obecnej kultury. Muzyka, teatr, poezja, wszystko to było nam kiedyś organicznie bliskie a teraz jest jakąś daleką, poróżowioną abstrakcją.
Choróbsko mną trzęsie. Siedzę przed ekranem u Zwierzów i zalewam IceTea żar, który przepala mi gardło. Przyjście tu, czy nawet wstawanie z łóżka było błędem, tym bardziej, że nie ma starszych i nikt nie zawracałby mi dupy. Mam jednak sporo sieciowych zaległości z paru ostatnich tygodni i nie potrafiłem jakoś usiedzieć w domu. Siedzę więc tutaj owinięty w swetry i zimową kurtkę i delektuję się obrazem Wyrazu "który”, w którym udało mi się popełnić trzy błędy.
Wczoraj w Herbaciarni pojawił się Sam Książę Ciemności Mixer, ponury jak samotna papużka nierozłączka miłośnik kolei i nieletnich dziewcząt. Wychynął z nikąd, wykazał się swą niezłomną chęć jakiejkolwiek konfrontacji, po czyn zapadł się w sobie w rogu, wytwarzając zapewne własne pole grawitacyjne ściągające okoliczne cząsteczki kurzu. Czasem przerażają mnie znaki upływającego czasu.

- Chodźmy do namiotu...
- Uprzedzam, wydaję z siebie
dzikie, kocie wrzaski.
- Wszystko tutaj wydaje z
siebie dzikie, kocie wrzaski.

(nie chcecie wiedzieć)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz