sobota, 27 stycznia 2007

Papierowy kierowco


Mam w sobie ogień
Lecz nie wiem jak nim ogrzać lód
I morze wspomnień
Czy ugaszę nim pragnienie ust

(Jakis zapomniany zespół)

Mój pierwszy w życiu wieczorek poetycki odbył się w budynku Poczty Polskiej. Było minus szesnaście. Kafelkowaliśmy wtedy laboratoria uniwerku, w których obecnie pracuje Tau. Budynek był surowy, od wiatru oddzielała nas folia. Wrzątek pokrywał się warstewką lodu nim doniosło się go na 4 piętro. Ręce pokrywały się plamami i bezboleśnie odpadały paznokcie.
Jak to bywa w naprawdę zimne dni, niebo było bezchmurne, a Miasto przykrywała rozgwieżdżona kopuła nieba. Stałem czekając na Goszką na Długiej. Patrzyłem w bezdenne niebo, otoczony obłokiem pary i myślałem jak nierzeczywiście wygląda nagie ciało Neptuna w ten lodowaty wieczór. Zawsze myślałem, że tak będzie gdy juz się skończymy: Czysto, lodowato i gwieździście.
Potem wędrowałem "pod rekę" zaukami. Ciepłe smugi świateł z okien, zapachy obiadów i przytłumiona muzyka spoza butelkowego szkła. Goszka zawsze była moim negatywem, a może odwrotnie. Nic się w "Nas" nie zgadzało, tam gdzie jedno było piękne drugie było potworne.
Potem zakurzony wieczór. Słowa czytane chropowatym głosem Wizji, siostry Goszkiej. Patrzyłem z zazdrością jak Romeo przytula Wizję, z pozoru bardzo męską bohaterkę rzeczywistości i uspokaja ją, dając jej dotyk i pewność obecności. Ojciec Goszkiej i Wizji poszedł na dno z "Kudową Zdrój" na Śródziemnym. Gdy tak słuchałem tych wierszy o papierowych samochodach, roztoczach i chodnikowych prorokach czułem, że Wizja nigdy mu tego nie wybaczyła.
Po raz pierwszy słuchałem wtedy wierszy. Po raz pierwszy oglądałem ludzi, którzy przychodzą ich słuchać. Wokół w przyćmionym świetle spoczywały w szklanych gablotach, stare karabiny, zmurszałe strzępy mundurów i zaśniedziałe drobiazgi wydobyte z masowej mogiły na Zaspie.
Pamiętam jak w dzieciństwie nie raz i nie dwa zdarzało się tam w białym piasku znaleźć rzuchwę czy pordzewiałą kopertę od zegarka.
Pamiętam też, że wracając z tego wieczorku, wszedłem na moją ulicę przykrytą czarnym niebem i pod tymi wszystkimi gwiazdami poczułem sie sam. Tak strasznie sam, jak Bóg.

Pieśń przed bitwą
Doktryna piekieł
Sziwa oplatajacy pole
Tysiącem złotych palców
Dziesięć milionów krwawiących
Ciał tańczy
Pod dłonią lalkarza

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz