sobota, 11 listopada 2006

Pokaż mi światło


Nie ma takiego kłamstwa
którym łatwiej byłoby
zniszczyć człowieka niż
prawdą

W przeciwieństwie do większości ludzi ja najpierw nauczyłem się kłamać. Tak się jakoś złożyło. Był to dla mnie stan podstawowy, wyjściowy. Potrafiłem kłamać, łgać w żywe oczy, budować wielopiętrowe, skomplikowane konstrukcje z kłamstw, tak łatwo jak oddycham. Odkrycie że można mówić prawdę było dla mnie prawdziwym szokiem.
Za komuny kłamstwo było podstawą państwa, społeczeństwa, mediów, ostatecznie także ludzi pośród których rosłem. Wyrosłem w dzielnicy trwającej od dziesięcioleci w permamentnej wojnie z państwem, prawem i innymi dzielnicami, poza tym moi starsi nigdy specjalnie nie nadawali się na rodziców, przejawiali za to tendencje do łatwej irytacji. Musiałem być więc sprytny.
Momentem katastrofy okazał się pierwszy, prawdziwy związek. Okazało się, że życia nie da się zbudować na kłamstwach. Stały się rzeczy straszne, tak straszne jak dziać się tylko mogą, gdy zderzą się dwa światy. Ślady tamtych czasów są we mnie i dziś i pozostaną zapewne wypalone już na zawsze.
Gdy wszystko się skończyło ból był tak potworny, że aby nie oszaleć musiałem się zresetować. Ludzie „po rozstaniu” zmieniają z reguły swoje życie. Ścinają włosy, inaczej się ubierają. Ja zniszczyłem w sobie wszystko, doprowadziłem do sytuacji w której zacząłem zatracać umiejętność czytania, posługiwania się przedmiotami i rozpoznawania emocji. Potem zaś zbudowałem, się na nowo.
17 miesięcy między Goszką a Lennonką, jest najważniejszym okresem mojego życia i zaowocowało mną takim jakiego tu znacie, choć z początku w znacznie ostrzejszej, bardziej kanciastej formie.
Jedynymi widocznymi zaś śladami po katastrofie, czymś w rodzaju promieniowania tła, pozostała u mnie nieuleczalna ironia, przyprószona miedzianym nalotem beznadziejnego cynizmu.
Długo potem, pewnego pięknego dnia, pojąłem jak wspaniałą i wszechstronną bronią może być prawda, jak bardzo mordercza może być dla otaczającej rzeczywistości. Jednym ze skutków, bowiem, jak się okazało, odbudowy było to, że przez nieuwagę, niewiedzę a może idealizm, zapomniałem zainstalować sobie kilku niekoniecznie pozytywnych, ale jednak użytecznych elementów, w rodzaju zazdrości czy współczucia...
Jestem w jakimś sensie autystyczny, inne rzeczy są dla mnie problemem. Często w logiczny sposób podchodzę do tego co w danej chwili powinienem czuć i jak to okazywać na zewnątrz aby nie odbiegać zachowaniem od otoczenia. Cały czas muszę wkładać świadomy wysiłek w wyraz mojej twarzy, ponieważ gdy o tym zapominam obwisa mi w nieruchomą maskę.
Po co to piszę? To jedna z tych notek, która piszę czasem by się uporządkować. Piszę je gdy jestem już w stanie objąć spojrzeniem pewien zamknięty okres mojego życia i zinterpretować go. Piszę to także dla moich znajomych by uświadomić ich, że myślę inaczej, inaczej rozumiem. Ja musiałem nauczyć się prawdy, tak jak wy uczyliście się kłamać. Nie możecie oceniać mnie wedle waszych kryteriów, bo są nieadekwatne. Wielu wam sprawiłem ból, taki czy inny, nie sprawia mi to żadnej radości, a skutek jest taki, że coraz więcej rzeczy przemilczam. Spycham rozmowy na inne tory, wykonuję uniki a to wszystko może sprawiać wrażenie że się od was odsuwam. Nie odsuwam się, może i nie potrafię być już "miły" jak kiedyś, jestem jednak tam gdzie zawsze.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz