czwartek, 2 listopada 2006

Do You wonna suck my człona?


No i czemu się szczerzysz pokrako? - pytam Sebę. Gość ma jeszcze mniej zębów niż ja. Kiedyś szliśmy Kochanowskiego na pierwsze spotkanie z obecną kobietą Seby. Bał się jej śmiertelnie, wlókł mnie więc ze sobą jako puchaty bufor bezpieczeństwa, tudzież barbarzyński talizman. A może zwyczajnie po to, by w razie pościgu cisnąć mnie na pożarcie, co dałoby mu czas niezbędny na ucieczkę. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że gdy goni cię bestia, wcale nie musisz być najszybszy, wystarczy że jesteś szybszy od tego który biegnie na końcu.
W każdym razie Seba, roztrzęsiony, bo bez skóry, łańcuchów i zwykłej warstwy ochronnego brudu, poprawiał się co sekundę jak janiołek przed komunią. Głaskał się tu i ówdzie, obciągał ciuchy i, a jakże, wąchał się co czas jakiś pod pachami, bo jako że mycie było dla niego nowym acz wstrząsającym doświadczeniem, wciąż nie był pewien efektu.
No i siedzieli, kurcze w pięciu, w starym, czarnym BMW. Jeden oczywiście wyjrzał i spytał: I co, śmierdzi? A Seba z całą szczerością: Achaaa. No to oni w śmiech... Czym bliżej ciebie, tym bardziej - dokończył. No i się zaczęło...
Ja zatrzymałem tego drugiego za pomocą plastikowej butelki wody mineralnej Nałęczowianka. Już dawno się tyle nie nabiegałem.
Panów zgubiliśmy ostatecznie po paru intensywnych minutach kluczenia po podwórkach. My przeleźliśmy przez płot a oni nie przejechali przez niego samochodem. Tyle tylko że Seba był o moment dłużej odważny i na pierwszą randkę udał się bez przednich siekaczy, za to z krwawym deseniem na koszulce.
A jeśli chodzi o pannę... cóż niewiasta pije, pali i z zabójczą celnością strzela flegmą z nosa. Jest też obecnie żoną Seby. Osobiśćie sądzę, że za tym pierwszym razem rozczulił ją nasz sponiewierany wygląd, a już szczególnie ta pokrwawiona, bezzębna sierota. Choć niekoniecznie, znając straszliwy los jej chomika.
Oczywiście snuliśmy też wtedy pełne krwi i pożogi, bohaterskie i od początku do końca zmyślone opowieści o naszym bohaterskim boju. Choć może to co ich połączyło to późniejszy, romantyczny wieczór przebijania opon w pewnym starym,czarnym BMW.
Ale wracając do rzeczywistości, obudziłem się dzisiaj rano i zapatrzyłem w rozświetloną przestrzeń powietrzną mojego pokoju. Ten rodzaj światła występuje praktycznie przy jednym rodzaju pogody, nim więc wtałem wiedziałem, że na zewnątrz jest śnieg. Cały październik był ciepły, dopiero kilka ostatnich dni zrobiło się szarawych i naprawdę jesiennych. Wczoraj gdy patrzyłem na rozświetlone kolorowymi ognikami, opadające tarasy cmentarza na Srebrzysku, lał deszcz a krople parowały sycząc na rozgrzanych, blaszanych przykrywkach świeczek.
Muszę kupić w końcu cyfrówkę i sfotografować to miejsce w Zaduszki, gdy w ciemnościach ogniki świecą tak absurdalnie wysoko w górze, a całość wygląda jak jakieś niesamowite elfie miasto w samym sercu opowieści.
W każdym razie dziś wszystko zamarzło. Świat zeszronił się pobielały dachy i zamarzły ogrody, w wielu miejscach w pełnym rozkwicie. Szedłem więc przez świt patrząc jak promienie słońca skrzą się w srebrnych liściach żywopłotów i zamarźniętych płatkach kwiatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz