czwartek, 12 października 2006

Czarny Toy Toy zagłady


- My inaczej będziemy traktować nasze
córki: Sodoma, Gomora, Gehenna, do
klatek!
- Czemu nie Apokalipsa?
- Kochanie w końcu to ty będziesz tą
najwazniejszą kobietą w domu...

(My)

Otóż, proszę ciebie, wracam ja sobie do domu okołoż 11. Patrzę w górę w okna - ciemnnno. Ojciec w Poznaniu na Polagrze, myślę więc: matka świętowała zapewne perspetkpywę pięciu dni samotności i dzikiej swobody, oby tylko przed zanikiem świadomych funkcji życiowych zamknęła drzwi na dolny zamek. Nie zamknęła. żamknęła na gerdę do której nie mam klucza.
Taaaak, kolejne pół godziny spędziłem upojnie dzwoniąc intensywnie do drzwi, dwoniąc na telefon, dzwoniąc do drzwi i na telefon, waląc, kopiąc a ostatecznie dwoniąc do drzwi, na telefon i na domofon. Po pół godzinie uznałem, że jedyne co mogę jeszcze zrobić żeby było głośniej, to ostrzelać okna sypialni z haubicy 105 mm z bezpośredniej bliskości. Usiadłem więc na wycieraczce, oparłem o drzwi i zadzwoniłem po znajomego dysponującego kompletem wytrychów.
Gdy już wreszcie znalazłem się w domu, rozbrzmiewającym niczym nie zmąconym chrapaniem mojej rodzicielki, gdy już rozebrałem się kontemplując ostatnie spokojne minuty przed snem, zadzwonił telefon...
"Norka ma znowu zjazd po kwasie i znowu podcięła sobie żyły". Argh. Ubranie, buty tętent przez łąki. Jeden rów z wodą , drugi row z wodą, plum. Cała sprawa polegała na tym, że Seba nie był w stanie na raz kobity przytrzymać i zabandażować. Norka za to biegała po mieszkaniu jak świeży króliczek, krzyczała coś o pieczywie francuskim i chlapała posoką po ścianach, meblach, nowym dywanie i po nas, skutkiem czego wyglądaliśmy jak weseli drwale, szczęśliwi rzeźnicy, szaleni górnicy ewentualnie miły pan z kultowej"Teksańskiej masakry..."
Obezwładnić, pobandarzować i związać kołdrą to był moment, za to na sprzątaniu i myciu ścian zeszła nam mała nieskończoność. Na końcu zapytałem towarzystwo, które rozmnożyło się w tym czasie do 4 sztuk, czy ktoś nie orientuje się może czy nasza zaćpana koleżanka ma AIDS...
Gdy już w końcu dotarłem do domu przed czwartą i wyciągając przed lustrem skrzepy z włosów kontestowałem smętnie, że przed pracą i tak nie zdążę się już położyć, rozległ się dzwonek do drzwi.
To mój starszy jechał przez pół nocy z Poznania bo zapomniał zabrać garnituru. Uznawszy że nie jest zapewnew najlepszym humorze wycofałem się cichcem na z góry upatrzone pozycje, pozostawiając matkę na placu boju. A co, jej też należy się trochę atrakcji.
A tak poza tym oglądaliśmy ostatnio ferajną niezwykły wytwór połączonych kinematografi francusko-portugalskich. Dzieło miało tytuł "Operacja mutant", co właściwie mówi już wszystko, ale żeby narobić wam apetytu dodam, że opowiadało o grupie uzbrojonych po zęby inwalidów , atakujących fitness cluby i salony odnowy biolobicznej, niszczących wszystko co zdrowe i piękne...Jakby to ujął Nosferatu Beksiński: Już samym tytule można się zakochać.
A na koniec jeden z dowcipów jakie według CKMu można zrobić w biurze:

Trzeba załatwić sobie trochę
sztucznej krwi, po czym w
pracy krztusisz się i spluwasz
na czerwono, tłumacząc, że już
chyba czas rzucić palenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz