czwartek, 13 lipca 2006

Okno z widokiem na płomień


Na grillu u Krzyśków okazało się, że mają fascynujący wprost widok na rozświetloną niczym Manhattan rafinerię oraz krwiożercze hordy komarów nadlatujące znad kanału, który biegnie tuż za podwórkiem i w którym podobno niemcy topili motory.
Krzysiek zabrał nas do rodzinnego warsztatu by pokazać Pazurkowatej różnicę między skrawarką a tokarką. Obżarliśmy się i oglądaliśmy nocą " Świętych z Bostonu". Upał nie dał mi spać. Mała oddychała obok spokojnie spowita w swą podniecającą koszulę nocną z Kłapouchym, a w moich półprzymkniętych oczach migotał wieczny płomień buzujący nad rafinerią.
Gdy byłem mały... no dobra, młodszy, i wracaliśmy gdzieś z daleka, czekałem zawsze przylepiony do szyby, aż ten płomień pokaże się zza horyzontu. Był jak latarnia wskazująca drogę do domu.
Jestem przesiąknięty kurzem i farbą, wonieje ode mnie rozpuszczalnikiem i przegrzanym wieprzkiem. Herbaciarz wpadł na pomysł by kobieta z Sanepidu zrobiła odbiór sklepu w poniedziałek, albo wtorek. Tak mniej więcej na tydzień przed terminem. Zapieprzam teraz po 12 - 13 h dziennie i po drugim tygodniu, muszę przyznać, że jestem już odrobinkę zmęczony.
Herbaciarz postanowił, że sklep będzie w kolorze pistacjowym. Wszystko jest w kolorze pistacjowym: pistacjowe okna w pistacjowych ścianach, wewnątrz i na zewnątrz. Wchodzi się przez dwie pary pistacjowych drzwi, nawet klamki są pistacjowe. Oczoplazmy można dostać.
Void pojechała na Grunwald. Nie wzięła łuku, za to wzięła czapeczkę, bo konsylium orzekło, że jej farbowane włosy wyglądają nienaturalnie.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz