Ludzie szukają drogi do nieba
bo zboczyli ze szlaku na ziemi
(Lenin)
Zmęczenie było jak blok ołowiu.
Szedłem przez wiatr i śnieg zacierający kontury miasta wokół. Miałem ochotę
usiąść w tej zawiei i już nie wstawać.
Podobno Stalin był nieślubnym
synem Przewalskiego, znaczy naszym rodakiem.
Na końcu Wałowej ginie kolejny
pokomunistyczny kompleks przemysłowy. Stalowe potwory koparek wspinają się po
zwałach gruzu, w śnieżycy płoną ogniska. Gehenna, w tym tygodniu lekutko się
przepracowałem, nie spałem 2 doby, gdy tak tam stałem, zatańczyłem nagle na
samej krawędzi snu i jawy, i poczułem się jakbym patrzył na panoramę piekła.
Wszyscy niby widzieliśmy zdjęcia
powojennych zniszczeń, wszyscy czytaliśmy o ruinach miast, ale to zupełnie co
innego niż stanąć u stóp wielometrowej sterty gruzu, pomiażdżonych ścian i
zgniecionych pięter, pnących się stromo w niebo.
Cały narożnik wysokiego budynku
leżący na placu, jakby ktoś ujął go w ogromną dłoń i ułożył delikatnie na ziemi.
Drżące równe ściegi cegieł w poświacie ognia, metalowe szkielety sterczące w
lodowate niebo, maszyny wmurowane w podłoże, ale już bez osłony otulających je
dotąd hal.
Na lodzie zamarzniętej rzeki,
pośród spiętrzonych zwałów kry, rozrzucone upadkiem cegły i całe, tak na oko
15-20sto kilowe kawały muru. Stałem tam patrząc i wyobrażając sobie jak cicho i
niespodziewanie znikną nagle z powierzchni w czasie roztopów. Jak ciągnąc sznur
bąbelków, w absolutnej ciszy podążą ku dnu.
Niektóre mogą popłynąć z krą ku
morzu i za 10 000 lat stanowić nierozwiązywalną zagadkę dla archeologów.
Puste Długie Pobrzeże, pełne
ślepych, stylowych lamp, wiry śniegu niesione wiatrem i, o ironio, dwie
przemarznięte greckie flagi. W rozświetlonym oknie samotna dziewczyna patrząca gdzieś
na wylot przeze mnie.
Potem rozmowy w herbaciarni i
przez telefon. Ciepła przygrywka do snu...
- Boję się spać. Mam koszmary,
śnią mi się demony...
- To niech pan liczy barany.
- Próbowałem. Demony je
zjadają...
(Tau)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz