Przyjdź dziś do katedry o północy
Pogadamy w cztery oczy
(Bóg)
W niedzielę zarzuciłem na grzbiet
duży plecak i powędrowałem do centrum. Przechodziłem przez Krainę koło
strzelnicy, takie dzikie miejsce koło starego poligonu. Jacyś urzędowi frajerzy
o słabym poczuciu miejscowych realiów próbowali zablokować tutejszy trakt
tablicami o uprawach leśnych i wstępach wzbronionych. A to przecież sama
granica między Brzeźnem a Letniewem. Dwa dni później nie było już nawet betonu
w którym osadzone były słupki tablic. W drodze do Miasta dopadli mnie Jehowi,
trzy razy.
Prowadząc później Małą do
herbaciarni nadłożyłem trochę drogi, aby obejrzeć nowe kamienice przy teatrze,
wynurzające się powoli zza rusztowań. Robią wrażenie, choć jak dla mnie są zbyt
gołe. Polacy są jeszcze zbyt biedni materialnie i wyobraźnią by pozwolić sobie
na rzeźby.
Wieczorem lądowałem u Void, skąd
miałem odebrać telewizor i video. Panowało właśnie pewne poruszenie, bo mama
Void ściągnęła sobie właśnie jakiegoś upgreada, który ugotował jej komputer. Na
drugim Siostry grały w dwie gry na raz. Ja siedziałem sobie pojadając cukierki
i starając się możliwie odwlec moment, w którym będę musiał wziąć tę stertę
klamotów i ponownie spotkać się z jesienią na zewnątrz. Telewizor okazał się
nieforemny i dość ciężki, zwłaszcza na dłuższym dystansie, na szczęście video
zmieściło się w plecaku. W tramwaju wydawało mi się że wyglądam dziwnie, ale na
następnym przystanku wsiadł posapując facet z piecem typu koza, który musiał
łapać na każdym zakręcie, i od razu zrobiło mi się lepiej.
W domu z łomotem sforsowałem 3
drzwi, dwa ciasne korytarze ( miałem zajęte ręce, drzwi otwierałem łokciami,
nie pytajcie jak poradziłem sobie z kluczem), psa i schody. Zrobiłem to
najwyraźniej tak szybko i bezszelestnie, że starsi nic nie zauważyli.
W Gdańsku jest ciepło i
przyjemnie. Jesień szara i pełna drobnej mżawki osiada milionem kropel na
szkłach okularów. Przez miasto wieje świeży wiatr, pełen obietnic nadchodzącej
zimy. Powietrze jest przejrzyste a światła miasta pięknie wyglądają w
ciemności.
Życie - jedna chwila, pomyślał
pijany kierowca buldożera wjeż-
dżając do baru wegetariańskiego
To była jatka...
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz