wtorek, 13 grudnia 2005

Świat się może skończyć nim zdążysz odetchnąć


Przyjdź dziś do katedry o północy
Pogadamy w cztery oczy
(Bóg)

W niedzielę zarzuciłem na grzbiet duży plecak i powędrowałem do centrum. Przechodziłem przez Krainę koło strzelnicy, takie dzikie miejsce koło starego poligonu. Jacyś urzędowi frajerzy o słabym poczuciu miejscowych realiów próbowali zablokować tutejszy trakt tablicami o uprawach leśnych i wstępach wzbronionych. A to przecież sama granica między Brzeźnem a Letniewem. Dwa dni później nie było już nawet betonu w którym osadzone były słupki tablic. W drodze do Miasta dopadli mnie Jehowi, trzy razy.
Prowadząc później Małą do herbaciarni nadłożyłem trochę drogi, aby obejrzeć nowe kamienice przy teatrze, wynurzające się powoli zza rusztowań. Robią wrażenie, choć jak dla mnie są zbyt gołe. Polacy są jeszcze zbyt biedni materialnie i wyobraźnią by pozwolić sobie na rzeźby.
Wieczorem lądowałem u Void, skąd miałem odebrać telewizor i video. Panowało właśnie pewne poruszenie, bo mama Void ściągnęła sobie właśnie jakiegoś upgreada, który ugotował jej komputer. Na drugim Siostry grały w dwie gry na raz. Ja siedziałem sobie pojadając cukierki i starając się możliwie odwlec moment, w którym będę musiał wziąć tę stertę klamotów i ponownie spotkać się z jesienią na zewnątrz. Telewizor okazał się nieforemny i dość ciężki, zwłaszcza na dłuższym dystansie, na szczęście video zmieściło się w plecaku. W tramwaju wydawało mi się że wyglądam dziwnie, ale na następnym przystanku wsiadł posapując facet z piecem typu koza, który musiał łapać na każdym zakręcie, i od razu zrobiło mi się lepiej.
W domu z łomotem sforsowałem 3 drzwi, dwa ciasne korytarze ( miałem zajęte ręce, drzwi otwierałem łokciami, nie pytajcie jak poradziłem sobie z kluczem), psa i schody. Zrobiłem to najwyraźniej tak szybko i bezszelestnie, że starsi nic nie zauważyli.
W Gdańsku jest ciepło i przyjemnie. Jesień szara i pełna drobnej mżawki osiada milionem kropel na szkłach okularów. Przez miasto wieje świeży wiatr, pełen obietnic nadchodzącej zimy. Powietrze jest przejrzyste a światła miasta pięknie wyglądają w ciemności.

Życie - jedna chwila, pomyślał
pijany kierowca buldożera wjeż-
dżając do baru wegetariańskiego
To była jatka...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz