niedziela, 23 października 2005

Wiatr o zapachu wołowiny z sosem


Najnowszy kawałek Tatu podkręcam na całą parę. Ich piosenki są zawsze tak bezczelne i pełne energii. Słuchając tego zmieniam długopis w ręku w parującą od gorąca broń. Kiedyś byłem rozczarowany , że życie to nie wojna, a świat nie jest polem bitwy, pewnego dnia dotarło do mnie, że wszystko ma sens i cokolwiek by się nie działo , idzie we właściwym kierunku. Od nas zależy tylko, jak szybko i jakim kosztem.
Gdy wypiję już herbatę, gdy polegnie ostatnie cynamonowe ciastko i wystygną usta po ostatnim pocałunku Maleństwa, pójdę na wybory, by walczyć o dobro w dostępnym mi zakresie. Na przekór zdrajcom i komuchom, tym prawdziwym komuchom, tym którzy myślą, że im się należy, tylko dlatego , że są. Ktoś kto obiecuje, że zabierze pieniądze pracującym, by utrzymywać nieudaczników i nierobów, nigdy nie będzie moim prezydentem.
Mała ma dość wyborów i mówienia o nich. Na jej karcie do głosowania krzyżyk postawiła jej matka.
Kończę. Milczę, choć chce mi się wrzeszczeć. Dlaczego nie pada deszcz? Czemu nie pada, jest tyle brudu do zmycia. Najchętniej bym stąd wyemigrował.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz