Odwilż. Absolutna, totalna i
wszechobecna. W 3 dni temperatura skoczyła o 12 stopni.Cały brud toczy się
ulicami i spływa do morza.
16 dzień depresji , nic mi się
nie chce. Nawet tu tracę impet. Czekam na pierwsze liście. Czekam na szczaw i
rabarbar. Czekam na botwinkę z jajkiem na twardo.
Panna Pazurek smakuje malinami,
tajniaczymy się słodko po kątach , bo podobno nie jestem dobrym materiałem na
chłopaka i nie chcemy denerwować wrażliwych ludzi. Tymczasem dużo rozmawiamy i
wszystko jeszcze jest możliwe. Ustalamy wspólne pojęcie
czasoprzestrzeni.Rzeżbimy sobie miejsce w boku, by pasowało do niego to
drugie.Może i wiele brakuje nam do ideału, ale robimy postępy. Ona mnie już
spytała , kim dla mnie jest. Kobiety zawsze o to pytają.
Ludzie przychodzą mnie oglądać,
ostatnio jakaś parka, która chce się zabić. Szantażują się tym nawzajem. To
naprawdę bardzo skomplikowane.
Gdańska młodzież wszechpolska
walczy z kioskami , wystawiającymi za szybami pornografię. Robią zdjęcia i
noszą je do prokuratury. Kurcze to zabawne , że pornografia znowu staje się
forpocztą wolności. Gdy gnębię tych nazistowskich półidiotów, czuję się jak
Larry Flint. Nie jest to do końca takie przyjemne, do niego za to strzelali...
W herbaciarni narady wojenne.
Będziemy organizować tu cyklicznie imprezy poetyckie. Idea jest na razie w
powijakach, ale są już ludzie, gotowi na wszystko, a jak wiadomo ludzie to
najlepsze tworzywo każdej idei. Nieważne , żywi czy martwi.
I na koniec kulminacja dołowania
na dziś , czyli wierszydło z mojego debiutanckiego tomiku
"Przebudzenie".
Podobno Bóg mnie kocha
Współczuję mu z całego serca
Co wieczór
Otwieram usta
By łykać noc
Od wilgoci skrzy się asfalt
Zza zamkniętych okien
Dobiega muzyka
Głosy wraz ze światłem
Płyną ponad światem
A szept Boga
Rozchodzi się z prędkością
światła
Pożeram rzeczywistość
Całą skórą chłonę plugastwo
Rejestruję ból i szarość
Codzienność wszechogarnia mnie
Po ostatni atom szpiku
Wibrujących kości
Tembr głosu stwórcy
Rozedrgany na zawsze w naszych
duszach
Raz cichnie , raz wzbiera
Falą roztańczonej nieskończoności
Jestem filtrem
Naga groza świtów, ból dni
Rozpryskuje się o mnie
Tańczy dzikim huraganem
Pośród moich wirujących krwinek
Zachacza o serce
Rozpuszcza o mózg
A ja kwitnę rozszalałą energią
Potęgą słowa i gestu
Eksploduję
Pismem by cię zarazić
Cudem
Istnienia
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz