...Tańczył jak czarownica
pomiędzy kroplami deszczu
i nie był zmoczony.
- Był człowiekiem?
- Na ogół.
Ślub był idealny. No ale w końcu
Lennonka jest jedną z tych osób, które potrafią oblec w rzeczywistość swoje
marzenia. Wszystko był takie jak powinno.
Św. Mikołaj to najstarszy kościół
miasta, jest duży. Był pełen. Młodzi byli piękni i dość przerażeni. Ojciec
Jacek, domienikanin, luźny i zabawny. Było dużo muzyki: trąbka, organy i echa
tańczące po nawie. Ksiądz mówił, że cały świat cieszy się wraz z Bogiem z nowej
pary, a deszcz bębniący wielkimi kroplami o bruki na zewnątrz, to łaska boża
schodząca z nieba na ziemię. Gdy gnałem do tramwaju zstąpiło na mnie całe
mnóstwo Laski bożej. Na wesele moment się spóźniłem, ale dzięki temu miałem
swoje wielkie wejście. Mokry, nastroszony i drapieżny, cały na czarno z krwistą
smugą krawatu, przemknąłem kocim krokiem za plecami gości. Płynnym ruchem
przechwyciłem kieliszek szampana i dołączyłem do toastu. Noc okazała się
niezwykle przyjemna. Poznałem wszystkie możliwe wersje „Dragosteia din tei”. Obżarłem
się po białka oczu, a do sklepienia czaszki dopełniłem życiodajnymi produktami
destylacji. Mimo zaciekłego oporu zostałem powleczony na parkiet i tańczyłem z
mamą Lenn. Wyjaśniałem jej, że to że mówię do niej ciągle „pani” jest u mnie
wyjątkiem nie normą. Na mój szacunek trzeba sobie zasłużyć. Z reguły do każdego
zwracam się na „ty”.
Nad ranem młodzi wybierali się do
apartamentu na górze. Goście opuszczali pobojowisko a ja rozmawiałem z piękną
świadkową w burgundach o religii i marzeniach. Doma pojawiłem się ok 5,
wymachując raźno zdobyczną flaszką wina.
W tym tygodniu spałem trochę
ponad 11 godzin. Jedyną noc, którą miałem nadzieję przespać, spędziłem w
absorbującym towarzystwie zapalenia okostnej. Jestem odrobinę odrealniony i
mocniej na wszystko reaguję.
Fugowałem ostatnio ganek znajomej,
zrobiony zapewne przez osobnika, który szlachetną sztukę kafelkarską poznał
najwyraźniej za pośrednictwem kultowego serialu „sąsiedzi”. Wchodzę na herbatę
i mówię: widziałaś kiedyś program „usterka”? Ten ganek mógłby być jego głównym
bohaterem.
Mam też ostatnio wątpliwą
przyjemność bycia świadkiem pozwiązkowej gangreny Magnolii i Phantoma. Ph
osiadł na mieliźnie i najwyraźniej się rozpada z każdą nadchodzącą falą.
Magnolia ucieka za horyzont. Dokładnie na stypendium do Bremen. Ph miał wiele
kobiet, zawsze zachowywał pozory: kwiaty, upominki, odpowiednie wypowiedzi w
ustalonych momentach. Wydaje mi się, że gdy w końcu znalazł tą odpowiednią
kobietę, po prostu zaniechał tego wszystkiego, by zaznaczyć sobie jej
wyjątkowość. Ale z zewnątrz wyglądało to na zwykłe olewactwo i brak szacunku.
To stypendium to jej życiowa
szansa, ale dla mnie jej wyjazd to bolesna strata. Nie ma nic cenniejszego od
przyjaźni, nawet miłość, bo jest podszyta pożądaniem i zwierzęcą chęcią
przedłużenia gatunku. Przyjaźń jest totalnie ludzka. Odległość to bezwzględny
morderca uczuć.
Kurcze, bardziej od pisania
listów nienawidzę tylko ich wysyłania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz