czwartek, 1 marca 2018

Kuchenna magia

Ten  niezręczny moment pomiędzy
twoimi narodzinami a śmiercią...

Minął jakiś czas... tak to brzmi w opowieściach. Tymczasem to mijające nabrzmiałe treścią życie, dzień po dniu pełne znaczenia lub nicości, szczęścia, smutku, znużenia lub gniewu. Och GNIEW przejmuje mnie szczęściem po same czubeczki włosów, czasem nuży lub smuci, jednak kocham się wściekać bo wtedy czuję się jak pan zniszczenia, jak piroman biegnący z pochodnią przez rafinerię, jak rozpędzony boeing lecący wprost w wieże WTC. Czuję jak życie budzi się w zmurszałym członkach, jak inicjuje się działanie systemów, wyostrzają celowniki, nakierowują wyrzutnie. Przez moment wypełnia mnie moc, przez moment wstaję w pełni ponad światem, niczym szyderczy psychodeliczny księżyc.
Magia zaś tkwi w szczegółach.
Czwarta nad ranem. Wiatr niesie wirujące tumany śniegu i wyje niczym przypiekany potępieniec. Wielkie puste skrzyżowanie. Pobladłe jezdnie, zlodowaciałe tory, światła zmieniające się dla nikogo, jak po nuklearnej apokalipsie. Z wirującego, białego piekła wjeżdżają z dwóch stron, białe niczym widma przedświtu samochody naszej firmy. Stają na światłach, przepuszczając tylko śnieg i umarłych. Chwila zawieszenia, zmiana świateł, niewyraźna ręka w oknie wzniesiona w pozdrowieniu i blade czołgi naprawiaczy niedoskonałości tego świat znikają pośród wirującej bielą nocy.
Akurat na moje urodziny Szponiasta dostała grypy żołądkowej. Była słabiutka, siedziała w kuchni i wskazując drżącym palcem szeptała:...a teraz na krakersy połóż bitą śmietanę. Tak więc imprezę zrobiłem, przeprowadziłem i sprzątnąłem niemal sam, choć częściowo zdalnie sterowany, jak nasz premier.
Ludzie znowu mało pili i zostałem z baterią piwska, więc jak ktoś ma ochotę to zapraszam.
Ostatnio Raku zorganizował też spotkanie "po latach". Pościągał ludzi z naszej klasy z podstawówki, niektórych nie widziałem od niemal ćwierć wieku. Jedni się dobrze zachowali inni nie (Teraz się będą zastanawiać).Było ogólnie dość wesoło, ale niestety dość grzecznie, no z wyjątkiem Raczyny, ale to akurat normalne, mu los przeznaczył rolę krwiożerczego szakala, który nagle wynurza się z ciemności nocy i niespodziewanie gryzie cię w zad. Gdy Rak zacznie zachowywać jak normalny, cywilizowany członek (Ooo tak) kultury europejskiej to świat rozpęknie się na dwoje a z zionącej ogniem czeluści wynurzą się radioaktywne pelikany i płonące siarkowo żyrafy by nieść ból i pożogę. W końcu jakaś równowaga musi być w przyrodzie zachowana.
Tymczasem trwa Zbyt Długa Zima.W styczniu, gdy w śnieżnej brei jeździliśmy bokiem i wykuwaliśmy szyny dla samochodu w oblodzonych podjazdach, upomnieliśmy się o zimowe opony, Il Duce stwierdził, że nie ma potrzeby bo w lutym żadem śnieg już nie spadnie i będzie to najcieplejsza zima od lat. Dobrze że w końcu sami je kupiliśmy, bo pewnie już byśmy nie żyli.
Nie pamiętam już kiedy miałem wolny weekend. Boss tak mocno nie wierzył w śnieg, że rozpisał w grafiku mycie hal garażowych. Wstajemy więc o 3, odśnieżamy a po południu przeładowujemy magazynki i zapuszczamy się w wypełnione toksycznym pyłem podziemia.
Do tego dochodzą serdeczni i wdzięczni rodacy, którzy potrafią się specjalnie pofatygować o 4 rano, żeby ci powiedzieć: Nie syp tej soli chuju.
I tyle, kolejny przedświt jedziemy przez Zasspę. Jedziemy w szalejącej śnieżycy, w lekko terminalnym stanie, wypadamy w dziurę powietrzną a tam w kolejnym szalejącym tumanie, rozświetlony niczym ranny transatlantyk tramwaj zapada się w ziemi. W sumie nas to nie ruszyło, nie takie cuda widzieliśmy już tej zimy. Potem przypomnieliśmy sobie dopiero, że tam jest przekop i tunel.

- Kim ty właściwie jesteś?
- Nie wiem, ciągle się staję.

(Hudner)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz