czwartek, 9 listopada 2006

Mam ostrą paprykę za paznokciami


24040 oddechów w ciągu doby
wykonuje przeciętny człowiek

W najnowszych mercedesach S-klasse każdy silnik jest podpisany przez mechanika, który go montował. Kolesie bawiący się nanotechnologią składają swoje podpisy z pojedyńczych atomów i wypisują swoje daty ślubu na mikroprocesorach. Pazurkowata nudząc się na zajęciach projektuje swoją suknię ślubną. Szykuję się psychicznie do wiosennych poszukiwań pierścionka.
Wracając wieczorem przez park koło Akademii zobaczyliśmy niesioną wiatrem, nadmuchaną, gumową rękawiczkę. Odbijała się stercząc obscenicznie wypustkami, o jezdnię,drzewa i jadące samochody. Coś jak obcy w "Kosmonautach spod ciemnej gwiazdy". Kto widział ten wie. Kto nie widział temu polecam, przeraźliwe kino klasy B z najlepszą rolą filozofującej, świadomej bomby w dziejach kina.
W herbaciarni Dan opowiada o swoim tajemniczym domu przycupniętym w ceglanym cieniu Politechniki. Jest to miejsce w którym kałuże spływają po sznurze, mokną nieistniejące dywany i nie chodzi się boso bo można wejść na bagnet. Dan rozważa wystawienie anteny od internetu przez dyskretną dziurę w dachu i opowiada o imionach znajomych pająków.
Ja zaś patrzę na Awarii, która wróciła z Wysp i nie przywiozła z tamtąd żadnych opowieści, i myślę, bez czego tak naprawdę nie ma domu? Bez fieranek, bez kompletu sztućców, spoczywających równo w wykładanym miękkim materiałem pudełku, bez zapachu z wnętrza szafy, bez odgłosu włączającej się co czas jakiś lodówki, bez tykania zegara?
Bez szczegółów, mówi coś we mnie to szczegóły tworzą nas i nasze domy, to szczegóły nas wyróżniają. To drobne elementy z których tworzy się większa całość. Dlatego trzeba o nie dbać, bo bez nich stajemy się standardowi i płascy, jak wyśnieni, idealni obywatele komunistycznego państwa albo postacie z podręcznika PO, wiecznie z spokojnym, baranim wyrazem twarzy, mimo puchnących za oknem nuklearnych eksplozji.
Tymczasem jednak rozmowa przy stole trwa, chrupiemy płatki pikantne, które przywlokłem z Maraski, pijemy herbatę. Mała jaśnieje z boku, a ja uśmiecham się sennie i nie na temat, gdy przez głowę przepływa mi fakt, że suma wszystkich liczb na kole ruletki daje razem 666.

- Co to za miejsce, to w górach
z krzyżem?
- Giewont?
- Golgota?

(BASH)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz