...ciężko trawię z rana ludzi
którzy już dawno przestali czuć i usiłują rozstrzelać mnie logiką. Nie jestem
logiczny, jestem emocją. W taki ranek świat musi fantastycznie wyglądać spod
kadłuba bombowca strategicznego. Tu na dole jest mgła i wilgoć, stamtąd to musi
wyglądać jak srebrny osad na płaszczu Latającego Holendra.
Lubię noce i poranki. Gdy nie ma
ludzi, a jeśli są, to podobni mi rozstrzelani wiatrem z wełną w głowie. Ciężko
ostatnio trawię te pozostałości dawnych znajomych. Ciężko mi patrzeć jak z
upływem czasu powszednieja. Ich radości stają się domowe a ból przytłumiony i
zrównany do ogólnych norm.
Zastanawiam sie czy nie lepiej
byłoby rzucić to wszystko. Oderwać się od tego mędrkowania, zgorzknienia i
wypłaszczania każdego silniejszego uczucia. Zastanawiam się czy w Krakowie
nadal jest "Equinoxe" i czy dalej przychodza tam na karaoke te dwa
pedałki, z którymi ciągneliśmy zdobycznego Johnego Walkera, myślę o tym jakby
to było patrzeć o świcie z pomnika Kościuszki na budzące się miasto. Myślę o
jakiś chaszczach o ciszy i o samotności pozwalającej gładzić i ostrzyc idee przed
wystrzeleniem ich w eter.
Jest jesień, mniemam więc, że
wchodzę w szary okres depresji. Zaraz idę na rynek zapolować na monety dla pani
Majki. Paluchy bolą mnie od zdrapywania brudu z kopanej ceramiki. Potem
centrum, spekulacje i biblioteka a po południu Siostry. Czuję się jakbym
powinien cos skończyć.
A potem pojawił się rodzaj
ludzki. Pochód miliardów
przez stulecia
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz