Remontują Bramę Mariacką. Spowiła
ją pajęczyna rusztowań, zasłon i brezentów, spod których dobiega ryk agregatów
i sprężarek. Tuż obok stoi buda z turystycznym badziewiem, a w niej siedzi
nieszczęśliwy Dune i wyciera z kurzu kaszubskie talerzyki i każdy cholerny,
bursztynowy listek drzewek szczęścia. Zarówno on jak i jego koleżanka pokryci
są perłowo pomarańczowym pyłem, który przy każdym ruchu opalizuje i błyska jak
brokat.
Gdy spytałem go czy nie
przeszkadza im hałas to stwierdził, że przeszkadzał, przez pierwsze dwa dni...
Z kolei Meva, rządząca działem
papierniczym naszego Empicu, opowiadała mi o swojej lekkiej psychozie na tle
zawodowym. Mówi, że zaczyna bać się wchodzić do sklepów samoobsługowych, bo
ciągle ma wrażenie, że zaraz ktoś do niej podejdzie i o coś zapyta.
Ja też tak miałem, gdy jeszcze
robiłem przy kafelkach. Wychodziłem na wolność i wszystko widziałem w kratkę, a
w nocy bełkotałem przez sen: ten sznurek jest chyba nierówno, albo: donieście
kleju.
Wczoraj zaś w Herbaciarni
objawiła się Aube i opowiadała co tam słychać w korporacji. Pośmialiśmy się
trochę z beczek z koncentratem coca coli, na których są oznaczenia by chronić
przed nim ręce i metal, a potem Aube opowiedziała swój sen.
Śniło jej się, że na świecie jest
nowy potop i ludzie mają do wyboru, albo utopić się albo zostać zjedzonym przez
krwiożercze hipopotamy. W końcu snu, już po ucieczce w góry, do sali schroniska
wywołując ogólną panikę wpadł mały hipopotam i rzucił się kobiecie na łydkę.
Ostatecznie okazało się, że przed bestiami chroni nażarcie się czosnku.
Najwyraźniej potwory nie lubiły żydowskiej kuchni.
W ostatniej scenie widzimy Aube
patrzącą z dachu schroniska jak do górskiej doliny, w dole wlewa się woda i
wpływają hipopotamy.
Cóż za piękne epitafium, dla
historii ludzkości.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz