Kiedyś mnie to nie raziło, ale
oglądałam
ostatnio teledysk Vanessy Mae,
jeden z
tych pierwszych, ten w którym
stoi poko-
lana w wodzie ze skrzypcami
elektrycznymi
(Tau)
Ulica jest szeroka, pokryta
równym asfaltem, biegnie pośród specyficznych dla Mławy, dość gęsto
rozmieszczonych domów jednorodzinnych o pochyłych dachach. Nagle urywa się w
szczerym polu. Biegnie z góry od szpitala, tak że stojąc u jej szczytu widzi
się pola sieć pokrytych pylistym, białym piachem drożyn a w tle zwartą,
milczącą ścianę lasu. To jeden z najbardziej integralnych elementów mojego
dzieciństwa.
Ściana lasu jest równa, ciągnie
się po horyzont, aż do skrytej w domyśle, drżącej od ryku samochodowych
silników, siódemki. Z drugiej strony horyzont zamyka równa jak nożem uciął,
biała ściana miasta. Między nimi zaś leżący pod słońcem, pachnący gorącym
zbożem i słomą, pas ziemi niczyjej. Miejsce absolutnej ciszy i harmonii.
Poprowadziłem Lady Pazurek wzdłuż
granicy lasu, przez rozstaje dróg i zarośnięte tory wąskotorówki. Po drodze
dogonił nas jeden z moich okolicznych kuzynów, którego pamiętam jako wątłego
niskiego blondynka. Odkąd pamiętam zawsze miał skłonności do histerii i
zamiłowanie do donosicielstwa, gnębiliśmy go więc za to okrutnie. Myślę że ten
tysiąc przeszłych żartów odcisnął się w nim jakąś traumą, bo teraz wygląda jak
coś co zbudowano w stoczni, a na plecach koszulki ma wielki napis: Akademia
Wychowania Fizycznego w Warszawie. Zwierzył nam się, że ma ambicję zostania
masażystą w Irlandii. Ciekawe co on chce tam masować: szyny kolejowe czy
elementy konstrukcyjne mostów? Powinien przy tym uważać by czegoś niechcąco nie
złamać...
W Mławie jest też cmentarz na
wzgórzu, w samym środku miasta. Tworzą go wielkie grobowce rodzinne, stare i
nowe, otaczające ciasno niewielki kościółek na szczycie. Są tak ciasno
rozmieszczone, że ludzie muszą chodzić po grobach, by je umyć. To naprawdę
dziwne wrażenie, gdy widzi się jakąś staruszkę, która wspina się, własną
opracowaną trasą po grobach sąsiadów i szoruje na klęczkach wielką płytę z
lastryko niczym pokład statku. Zawsze chciałem zobaczyć ten cmentarz w noc
Wszystkich Świętych.
Tau przed chwilą wyszła
pozostawiając komputer i kota na mojej łasce. Pogadaliśmy o książkach, o Astrit
Lingren, czy jak to się tam pisze. O Ronji córce zbójnika i Braciach Lwie
Serce. W mieście trwa jarmark, łamiąc mi serce milionem, małych, starodawnych
pierdółek i namiętnymi krzywiznami starych mebli. Nadchodząca sobota pachnie
zaś domowymi goframi w towarzystwie przyjaciół.
Czemu heavy metalowcy tak szybko
grają? - Bo jak się człowiek
spie-
szy to się diabeł cieszy.
(Tau)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz