Na grillu u Krzyśków okazało się,
że mają fascynujący wprost widok na rozświetloną niczym Manhattan rafinerię
oraz krwiożercze hordy komarów nadlatujące znad kanału, który biegnie tuż za
podwórkiem i w którym podobno niemcy topili motory.
Krzysiek zabrał nas do rodzinnego
warsztatu by pokazać Pazurkowatej różnicę między skrawarką a tokarką.
Obżarliśmy się i oglądaliśmy nocą " Świętych z Bostonu". Upał nie dał
mi spać. Mała oddychała obok spokojnie spowita w swą podniecającą koszulę nocną
z Kłapouchym, a w moich półprzymkniętych oczach migotał wieczny płomień
buzujący nad rafinerią.
Gdy byłem mały... no dobra,
młodszy, i wracaliśmy gdzieś z daleka, czekałem zawsze przylepiony do szyby, aż
ten płomień pokaże się zza horyzontu. Był jak latarnia wskazująca drogę do
domu.
Jestem przesiąknięty kurzem i
farbą, wonieje ode mnie rozpuszczalnikiem i przegrzanym wieprzkiem. Herbaciarz
wpadł na pomysł by kobieta z Sanepidu zrobiła odbiór sklepu w poniedziałek,
albo wtorek. Tak mniej więcej na tydzień przed terminem. Zapieprzam teraz po 12
- 13 h dziennie i po drugim tygodniu, muszę przyznać, że jestem już odrobinkę
zmęczony.
Herbaciarz postanowił, że sklep
będzie w kolorze pistacjowym. Wszystko jest w kolorze pistacjowym: pistacjowe
okna w pistacjowych ścianach, wewnątrz i na zewnątrz. Wchodzi się przez dwie
pary pistacjowych drzwi, nawet klamki są pistacjowe. Oczoplazmy można dostać.
Void pojechała na Grunwald. Nie
wzięła łuku, za to wzięła czapeczkę, bo konsylium orzekło, że jej farbowane
włosy wyglądają nienaturalnie.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz