sobota, 18 czerwca 2005

Szaleństwo nie może się marnować


Ja - O rany! Kobieta mnie podszczypuje!
Pazurek - Szczyp , szczyp
Ja - Mój ty szczypiorku...

Całodzienne przenikanie przez meandry sieci, wczytywanie się w cudze życia, oglądanie widoków niepowtarzalnych o żywych kolorach i mozolne wypełzanie z śmiercionośnych dla laika cyfrowych pułapek wprawia człowieka w stan szarego szumu, otępienia płynnego i lepkiego niczym melasa, o lekkiej paranoi nie wspominając.
„Flisak” to melina z duszą. Pełna inteligentnych dresiarzy, teoretycznych piękności o sadłem strategicznie wylewającym się z trzech punktów wokół stringów, dramatycznych bezrobotnych z historiami o podróżach do piekła i tanim piwem , mocnym jak noc i zimnym jak serce poborcy podatków. Wejść trzeba pod ziemię , jednym z przedproży na Chlebnickiej. Wszystko obite jest siermiężnym drewnem i zalane bladą poświatą dwóch kompów. Zza baru wpatruje się w przestrzeń melancholijna barmanka. Potraficie wyobrazić sobie lepsze miejsce do zapominania?
Po całym dniu za klawiaturą w towarzystwie dzikiego kota Zwierzów i jego wyimaginowanych much, wylądowałem na Długim Pobrzeżu. Sławek obejrzał mnie sobie dokładnie i podjął męską decyzję postawienia mi wszystkich piw, które dotychczas mi wisiał. Wisiał mi dużo piw. Najlepiej pamiętam rzucanie lotkami. Nawet trafiałem , co wcale nie było takie proste, jako że ta dziwna tarcza przelewała się łagodnie w polu mojego widzenia , a czasem podskakiwała nawet w takt lecącego z szafy Gigi Dagostino.
W domu na stole leżał rachunek za wodę. Mój kochany tatuś postanowił , w ramach „pomocy rodzinnej”, obciążyć mnie dodatkowym kosztem 5 stów. Mam niejasne wrażenie , że zakup komputera oddala się z tętentem , i kryje się mrugając łzawymi oczętami spoza jakiegoś kamienia. Tymczasem wpada Plastuś, jeden z braci 3szklaneczki, i mówi że idzie zapolować na Niemca. Nienawidzę uczciwości.
Na szczęście jest Pazurek, która obejmuje moje megalityczne cielsko i mówi „moje maleństwo, aż ma się ochotę zagaworzyć. Głaszcze mnie po nastroszonej duszy . Ja gotuję jej obiadki, chodzimy i śmiejemy się z otaczających nas surrealistycznych wątków, które postrzegamy chyba tylko my. To taki rodzaj szaleństwa który się dzieli na dwoje.

Wpada ekipa z oknami. Wszyscy ubrani
na czarno, w długich płaszczach. Rozsta -
wiamy ołtarzyk. Kula biega z kadzidłem a
ja rozkładam krąg z 13 ceremonialnych
kotw. „O Panie Ciemności! Pozwól nam
dobrze zainstalować te okna !!!”, zawodzi
Kostek, nasz Master of Mon(s)ters wwier-
cając się SDESem w czaszkę czarnego kota
Kot kręci się w koło na wiertle chlapiąc
posoką...
...To była jedna z luźnych wizji jakie potra -
fią narodzić się w umysłach ekip remonto -
wych pracujących w waszych mieszkaniach.
My tak mieliśmy po domu w którym cały
dzień leciało Radyjo. Po jednym radiu na ka-
żdy pokój. Nie było ucieczki...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz