- Co jest na końcu świata?
- Dźwig...
O 1 w nocy zadzwoniła Magnolia.
Ja akurat odsypiałem rajd przez piekło , zajęło mi więc chwilę nim wróciłem w
siebie. Gdy już przestałem widzieć w trójkąty pogadaliśmy o życiu i pedofilii.
Stałem w tle okna skąpany w świetle gwiazd i ubrany jedynie w telefon. Jeśli
ktoś miał noktowizor i polował na przebierające się laski , to przeżył ciężkie
chwile.
Przecinałem Wrzeszcz w pełnym
słońcu. Na przystanku stoi dziewczyna z chłopakiem i patrzy na moją koszulkę z
napisem „Pod tą koszulką jest to o czy marzysz”. Spojrzała na mnie , na
koszulkę , znowu na mnie i mówi „Nie sądzę”. Ja podnoszę koszulkę w górę ,
prezentując spektakularne sploty włosów pokrywające biały kałdun, i pytam „A
teraz???”.
Wyrwałem z paszczy Awari moich
„Drapieżców” i główną arterią pognałem w kierunku centrum. Obok przejechał
angielski , piętrowy autobus, obwieszony siejącymi muzyką kolumnami i
młodzieżą. Młodzież machała do mnie zaciekle, odmachałem.
Wieczorem w herbaciarni czytały
wiersze Sylwia na wózku i Basia Piórkowska. Basia wymęczona, przybyła właśnie z
otchłani piekielnych, w których lekarz zakazał jaj picia kawy. Mija właśnie
piąty dzień, poziom kofeiny we krwi opada drastycznie a w jej oczach zaczyna
żarzyć się gotowość do mordu dla kubka rozpuszczalnej. A Basia ma szeroki
wachlarz możliwości, Cholera przerasta mnie o głowę.
Wieczorek świetny , i mimo , że
niespecjalnie reklamowany ściągnął spory tłumek. Szykuje się też jakiś ruchomy
wieczorek w plenerze, to znaczy : będzie trzeba przemierzać kilometry Wyspy
Sobieszewskiej i natrafiać na wiersze w różnych niespodziewanych miejscach.
Będą występy, szczudła i grill. Basia zakwiliła znad paczki kawy sojowej , że
na grillu musi być drób, bo wołowiny też jej zabroniono.
Zmierzch był równie piękny jak
dzień. Za to właśnie kocham naszą północną wiosnę. Jest krótka i gwałtowna ,
ale niesamowicie przejrzysta i nasycona, jak obrazy z dzieciństwa. Absolutny
raj dla fotografów. Długo staliśmy z Pazurkiem w cieniu drzew jej starej ulicy.
Sceneria jak z taniego romansu, stare wille, pachnące ogrody kontury
spadzistych dachów i wieżyczek na tle pastelowego zmierzchu. Brzuszek jasnego
księżyca nad głowami i truptający po bruku jeż, żeby się rozczulić. Ostatnio
rzadziej się widzimy i trudniej nam się rozstać.
Miasto rozdarte Juwenaliami ,
stygło powoli rozdzielając się rozbawione grupki i nastrojowe parki. Jakaś
młodzież piła wino i śpiewała na czołgu. Radiowozy oślepły a zewsząd dobiegały
echa koncertów. Znad Oliwy migotało kino pod gwiazdami.
Wspomnienie o Tobie przechowam
w bibliotece pamięci , między
stroną
piątą i szóstą, tomu trzeciego,
księgi
dnia dzisiejszego.
(Aube)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz