Świetlik - ...i co tam jeszcze u
ciebie?
Ja - Buty kupiłem
Św - jakieś letnie?
Ja - Nie
Św - zimowe?
Ja - nie,do kopania
W skutek łupieżczego najazdu na
Niedźwiednik,i osobę Ciapka w szczególności , stałem się szczęśliwym
właścicielem dwóch butów klasy Glan. Teraz wędruję grzmiąc po mieście i czyję
się jak czołg.
Z domu wywlekam się ostatnio na
siłę , na siłę przebywam ze znajomymi, do pisania też się zmuszam. Robię to bo
pieruńsko mi się nie chce. Robię to bo święcie wierzę w zasadę, że jeśli coś
się robi wystarczająco długo, to w końcu coś się wydarzy. Czas mija zbyt
szybko. Nie stać mnie aktualnie na depresję. Zabawne, że nawet depresja i
użalanie się nad sobą , mogą w dzisiejszych czasach stać się przedmiotem
marzeń.
Jeżeli mam moment to przesiąkam
przez miasto od końca do końca, odnajduję miejsca i spotykam znajomych.
Na Mariackiej nawiedziłem Sławka
, wciskającego kicz zagranicznym turystom. opowiedał jak lekko napity wpadł na
larpa fanów "Wampira". Wpadł w ubrany w gotyckie łaszki tłumek jak
granat w szmbo i pożarł się z nimi o zasady gry. Udowadniał im , że zgodnie z
zasadami gry , wampiry , niewidzące w ciemnościach a równocześnie bojące się
ognia nie miałyby szans przeżycia wieków średnich. No bo jak tu polować w
ciemnych zaułkach gdy widok zwykłej pochodni wywołuje w łowcy histeryczny
wrzask. Jak dodał na koniec powracając do mnie z wyższego poziomu abstrakcji
,ogólną żądzę zniszczenia wywołał w nim widok jakiejś graczki ubranej w fikuśną
, krótką kurteczkę i wyposarzoną w dwa kitki z różowymi gumkami.
W tramwaju gadałem z Świetlik o
Venomie, który podobno kręci coś z Zanussim. Poza tym gapiłem się w jej
niesamowite, przejrzyste oczy. Gdy padło na nie z boku światło słońca to miałem
wrażenie , że patrzę w wodę i czekałem tylko , aż pojawią się te małe , złote
rybki.
Do kin wchodzi niedługo 3 część
Star Wars a do księgarni druga książka Masłowskiej. W stoczni składają jakiś
okręt wojenny a tereny przemysłowe Miasta umierają powoli, robiąc po obu stronach
rzeki miejsce na nowe centrum. Jest pusto , na wszystko opada łagodny blask.
Świat jest pusty i cichy jak po atomowej wojnie.
Nadchodzi w końcu godzina 3 i
dzień osiąga swoje apogeum , by powoli zacząć opadać w kierunku herbaty.
Herbaciarz klnie , bo chce latem zrobić piwny ogródek a żaden browar nie ma już
sprzętu. Sam będzie musiał kupić stoliki , kij i parasole. Pyta mnie o kolejny
wieczorek poetycki. Mruczę coś niezobowiązująco i wciskam w paszczę ciastko .
Nie chce mi się jeszcze o tym myśleć.
Pojawiają się znajomi, wkurwia
mnie gust Awari, ale kłócić sie też nie mam siły. Gdzieś w połowie drogi z
Centrum do Wrzeszcza zaczynamy wymyślać sposoby zabezpieczeń roweru. Ja
wymyśliłem minę naciskową w siodełku, reagującą na ciężar inny niż właściciela
i eksplodującą do góry trzema tuzinami gwożdzi. Przebił mnie Phantom prostotą
swego pomysłu. Siodełko jest ruchome , by można je regulować. Wystarczy więc
zamontować w ramie 20 centymetrowy szpikulec, a zostawiając rower poluzować
śrubę trzymającą siodełko. Delikwent wskakuje , siodełko się chowa, a dalej to
juz historia o bólu i uszczęśliwionch proktologach.
W nocy napadły mnie moje własne
zęby. Spędziłem więc kilka upojnych godzin w towarzystwie MTV, szałwi i
bujających przyległościami pań z RTL zwei.
Teraz siedzę zjebany ostatecznie
przed ekranem, popijam miętę na pusty żołądek i zastanawiam się intensywnie co
zrobić z resztą tak wspaniale zaczętego dnia.
Podobno jest gdzieś w sieci
strona z której można wysłać sygnał własnej komórki w kosmos...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz