Opowieść o dniu dzisiejszym jest
w kolorze nasyconej żółci, pachnącego cynobru, ugru czerwonego, szarości prawie
niebieskiej wiatrem gładzonej i błękitu zamykającego wszystko od góry. Niebo
opierało się na niedzielnej ciszy i szczytach kamienic, a Sławek stał w
wiecznej strefie cienia na Mariackiej , sprzedawał drzewka szczęścia i znów
prosił bym napisał, że ma kundelkowate szczeniaki do rozdania. Gdziekolwiek na
terenie województwa , sam dowiezie. Ja odparłem , że nie wiem czy dopasuję to
do klimatu kolejnej notki , nadal nie wiem. Resztę pozostawiliśmy losowi. Acha
, z waszej perspektywy dziś było przedwczoraj.
Jutro, naprawdę jutro o 18 w
Herbaciarni wiersze rozczytają Lennonka i Boros. Wyjebisty zestaw duchowej
piromanii pośród zapachu herbaty. Jeśli ktoś chce trafić, niech odnajdzie
kościół Św. Mikołaja , stanie plecami do głównego wejścia i patrząc ponad
schodkami i wzdłuż ścian kamienic , zobaczy herbaciany szyld. Jeśli ktoś ma
ochotę postawić mi cynamonowe ciasteczka , to będę tam siedział nad parującą
filiżanką „Róży Królowej Zofii”.
Wiecie, czasem mam wrażenie , że
człowiek gra we własnym życiu niewielki epizod. Różnorodność i skala
scenografii, głębia bądź płycizny kreacji rozlicznych aktorów , stanowią
widowisko tyleż fascynujące co przytłaczające. Aż chciałoby się na moment
zatrzymać i zapatrzeć na śmierć. Ale sufler w głębi czaszki szeleści
przekładaną kartką i mówi: A teraz napiszesz o ...
...Void mści się na mnie jak
rozgniewane dziecko . Gniecie i drze starą zabawkę. Nie ma niczego
okrutniejszego od dziecka i nic bardziej trywialnego niż ból zabawki. Dzieci
lubią niszczyć rzeczy i dręczyć zwierzęta, bo o tyle je przewyższają, że mogą
je sprowadzać do poziomu cierpiących przedmiotów.
Awari cieszy się z książki i mówi
do mnie z komórki w tramwaju. Lenn zaciążyła i lekarz zabronił jej się
przeciągać . Zwierz wycofał się spod ośnieżonych szczytów naszej kampanii RPG.
Pisze pracę doktorską z fizyki i łyka tabletki. Jadący ze mną Kłoso wątpi w
sens a Dan znowu chce pożyczać. Moja matka od harleqinów woła mnie właśnie po
raz piętnasty... wszyscy mnie kochają.
Chodzę z Pazurkowatą coraz
głębiej w las. Dużo rozmawiamy i całujemy się na rozstajach dróg , pośród
tańczących słonecznych plam i chrząkających znacząco rowerzystów. Czas płynie a
opowieść ciągle trwa. Ostatnio boli bardziej niż zwykle , ale nie zostawia
blizn. Zimny wiatr wieje z zachodu a niebo jest bezchmurne i tak bezlitośnie
błękitne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz