wtorek, 27 marca 2007

Bramasole


Nie chcielibyście rozzłościć
Wszechświata. Założę się,
Że rozgniewany wszechświat
Patrzyłby na was takim
Właśnie wzrokiem

(Gaiman)

Pogoda jest jak Jing Jang. Od strony słońca zalewa człowieka błogie ciepło, od strony cienia zaś wiatr przenika tysiącem lodowych sztyletów. Po południu wyrwałem się w końcu z wirów kurzu i łomotu SDSów i lądowałem na brzeźnieńskiej plaży, kawałek za molem. Ze względu na podnoszący się poziom morza, podwyższają tutaj plażę. Kawałek od brzegu stoi holownik i turbosprężarą pompuje piach z dna morskiego. Poziom plaży podniósł się miejscami ponad metr i piach schodzi ku wodzie wygodną do siedzenia krzywizną.
Idąc plażą minąłem parkę. On pełen powagi podtrzymujący sztywną ręką ją, długonogą, kroczącą przez głęboki piach w rolkach...
Kolory wokół są nowe i wiosenne. Puste jeszcze konary i gałęzie stają się w słońcu złote z lekką tylko sugestią zielonej mgiełki. Niebo i morze układają się pasami odcieni błękitu i kobaltu, ich styk jest zamglony i brązowawy od mgły albo pyłu. Prawie jak wtedy, gdy na Ukrainie płonęły lasy i wszystko miało odcień starego złota.
Redę zasiedlają pękate tankowce węszące miejsce przy pirsach paliwowych.
Siedząc na plaży kończę „Pod słońcem Toskani”, która okazała się książką zaskakująco inną niż się spodziewałem, czytając ją byłem ciągle permanentnie głodny.
Wiosna wyroiła się na plażę obłapującymi się parkami. Zza horyzontu jak w starych opowieściach albo obrazach romantyków wynurzyły się białe maszty. Starałem się nie dotykać nowego piasku gołą skórą. Na dnie naszego cudownego morza jest przecież wszystko: wszelkie znane i kilka nieznanych przejawów chemii, szpitalne odpady, nawozy, ścieki czy też czarne kryształki iperytu. Piach wokół wydziela lekko chemiczny zapach, jest bardziej gruboziarnisty od starego. Jakaś para całując się przewraca się obok i toczy pośród połyskliwych ziarenek. Fale odkosu docierają do brzegu w chwili, gdy żaglowiec znika już w wejściu do portu dwa kilo dalej. Stąd wygląda jak Pogoria ale równie dobrze może to być jakiś Niemiec czy Holender.
Weekend upłynął nam pod znakiem Bajki z dzieciątkiem. Udokumentowały to rozliczne zdjęcia pstrykane z przerażającym entuzjazmem przez Awari i Lenn. Igor, dzieć spokojny i zrównoważony przetrwał ckliwości rozlicznych „ciotek” a także moją tymczasową opiekę. Najfajniej było, gdy Baj oddaliła się przewinąć to spokojne i porządne dziecko do kibelka w Herbaciarni. Po chwili rozległy się stamtąd nieludzkie ryki i łomoty. Coś jak w Jurassic Park, gdy opuszczano krowę do zagrody raptorów. Podobno Młodemu spodobała się akustyka.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz