Dziś będzie coś naprawdę starego
i z innej bajki, choć mam wrażenie, że co niektórzy zczają bazę od pierwszego
słowa...
ARGH Wystękał wczesnym rankiem
Kostek, nachylając się nad muszlą klozetową. Jego ręka już od dłuższej chwili
błądziła pośród jej zawartości, poszukując w przepastnej głębi puszki kaliber
35, którą wczoraj nieopatrznie połknął, przy jednym z ze swoich słynnych
pociągnięć.
ARGH Zawył, gdy na jego palcu
wskazującym zacisnął się miniaturowy wianuszek ostrych jak szpileczki ząbków. Z
godnym podziwu jak na tę porę dnia... no dobra, nocy, refleksem, wyszarpnął
rękę z czeluści.
ARGH Krzyknął, gdy jego pracujący
pełną parą (spirytusową) ośrodek nerwowy pojął cóż to za obiekt przyssał się do
palca wskazującego a obecnie przymierzał się też do serdecznego. Małe, czarne,
o oczach kipiących złośliwością, umieszczone w jakże znajomej twarzyczce.
Cimeries! zawył...
ARGH pisnął gdy z nietkniętego
środkami czystości sedesu trysnął strumień małych, zębatych paskudstw i powalił
go na podłogę. Kostek poczuł tysiące ząbków przekazujących jego treść do setki
pustych żołądków. Zrozumiał, że pogłoski o eksperymentach z klonowaniem
przeprowadzanych przez Cimeries nie były wcale przesadzone.
ARGH Wył opętańczo konsumowany
bez soli, czy choćby odrobiny chilli Kostek, gdy nagle pomieszczenie wypełniły
mknące z wyciem i wirujące szaleńczo kawałki szkła. W rozerwanej ramie okiennej
ukazała się mroczna postać.
ARGH westchnął Kostek czołgając
się pod umywalkę i obserwując jak monstra galopują ku nowemu celowi. Mroczna
postać ruszyła. Jej kształt rozmazał się, a wzrok ledwie nadążał za jej
ruchami. Powietrze zawibrowało gdy z jej rąk wystrzeliły ciemnozielone kafelki
i zaczęły oddzielać ciało od kości.
ARGH rozległo się gdy pierwsze
rzędy atakujących zostały zdmuchnięte nawałą ceramiki. „Gres” pomyślał Kostek
zasłaniając się profilaktycznie deską od klopa. W samą porę, bo wnętrze
łazienki przypominało obecnie wnętrze mixera. (bez obrazy dla Mixera)
ARGH ryknęły niezwykle głośno jak
na rozmiary swych zmutowanych gardziołek klozetowe głodomorki i falangą ruszyły
na nowego wroga. Postać zaśmiała się, a przyciemnione światło odbiło się od
matowych soczewek i taśmy klejącej. Kropla starego budaprenu brzdęknęła o
posadzkę.
ARGH Pisnęło małe bydlę próbując
dopaść pogromcę lotem koszącym z szafki, w chwili gdy natknęło się na wirujące
ostrze szlifierki kątowej, którą postać wywijała, trzymając za kabel. Atmosfera
wyrażnie się zagęściła przypominając obecnie wnętrze sokowirówki pełnej
przejrzałych pomidorów.
ARGH Wycharczało ostatnie
okropieństwo miażdżone pancerną podeszwą trampka marki Vans. Pułkownik Kiszczak
uśmiechnął się pod wąsem, pociągnął spory łyk z tkwiącej dotąd w kieszeni butli
Kubusia i wytarł o spodnie okrwawioną szpachelkę, którą dobijał rannych.
ARGH zdziwił się Kiszczak gdy
Kostek wyskakując z oplatającego dotąd jego umięśnione ciało ręcznika, nagle
rzucił mu się w ramiona. „My hero!” westchnął czule i żyli długo i
szczęśliwie... Nieee, to zbyt straszne nawet dla mnie...
Kilka słów gwoli wyjaśnienia.
Argh było krótką formą literacką, mojego skromnego autorstawa, która święciła
tryumfy przez kilka lat istnienia Gratki. Formę narzucało jej ograniczenie do
mniej więcej 30 słów na kuponie oraz układ alfabetyczny gazety. Dawniej przy
każdym Argh był kolejny numer, a cała sztuka polegała na tym by mimo wszystkich
tych ograniczeń upchnąć w każdej części maksymalną ilość treści. Całość była
oczywiście znacznie zabawniejsza, gdy znało się występujących w niej ludzi i
kontekst, np: moje, poklejone niegdyś na trzy miliony sposobów okulary z
krystalicznymi soplami kilku rodzajów kleju pomalowanych zgrabnie markerem...
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz