Nie ma takiego kłamstwa
którym łatwiej byłoby
zniszczyć człowieka niż
prawdą
W przeciwieństwie do większości
ludzi ja najpierw nauczyłem się kłamać. Tak się jakoś złożyło. Był to dla mnie
stan podstawowy, wyjściowy. Potrafiłem kłamać, łgać w żywe oczy, budować
wielopiętrowe, skomplikowane konstrukcje z kłamstw, tak łatwo jak oddycham.
Odkrycie że można mówić prawdę było dla mnie prawdziwym szokiem.
Za komuny kłamstwo było podstawą
państwa, społeczeństwa, mediów, ostatecznie także ludzi pośród których rosłem.
Wyrosłem w dzielnicy trwającej od dziesięcioleci w permamentnej wojnie z
państwem, prawem i innymi dzielnicami, poza tym moi starsi nigdy specjalnie nie
nadawali się na rodziców, przejawiali za to tendencje do łatwej irytacji.
Musiałem być więc sprytny.
Momentem katastrofy okazał się
pierwszy, prawdziwy związek. Okazało się, że życia nie da się zbudować na
kłamstwach. Stały się rzeczy straszne, tak straszne jak dziać się tylko mogą,
gdy zderzą się dwa światy. Ślady tamtych czasów są we mnie i dziś i pozostaną
zapewne wypalone już na zawsze.
Gdy wszystko się skończyło ból
był tak potworny, że aby nie oszaleć musiałem się zresetować. Ludzie „po
rozstaniu” zmieniają z reguły swoje życie. Ścinają włosy, inaczej się ubierają.
Ja zniszczyłem w sobie wszystko, doprowadziłem do sytuacji w której zacząłem
zatracać umiejętność czytania, posługiwania się przedmiotami i rozpoznawania
emocji. Potem zaś zbudowałem, się na nowo.
17 miesięcy między Goszką a
Lennonką, jest najważniejszym okresem mojego życia i zaowocowało mną takim
jakiego tu znacie, choć z początku w znacznie ostrzejszej, bardziej kanciastej
formie.
Jedynymi widocznymi zaś śladami
po katastrofie, czymś w rodzaju promieniowania tła, pozostała u mnie
nieuleczalna ironia, przyprószona miedzianym nalotem beznadziejnego cynizmu.
Długo potem, pewnego pięknego
dnia, pojąłem jak wspaniałą i wszechstronną bronią może być prawda, jak bardzo
mordercza może być dla otaczającej rzeczywistości. Jednym ze skutków, bowiem,
jak się okazało, odbudowy było to, że przez nieuwagę, niewiedzę a może idealizm,
zapomniałem zainstalować sobie kilku niekoniecznie pozytywnych, ale jednak
użytecznych elementów, w rodzaju zazdrości czy współczucia...
Jestem w jakimś sensie
autystyczny, inne rzeczy są dla mnie problemem. Często w logiczny sposób
podchodzę do tego co w danej chwili powinienem czuć i jak to okazywać na
zewnątrz aby nie odbiegać zachowaniem od otoczenia. Cały czas muszę wkładać
świadomy wysiłek w wyraz mojej twarzy, ponieważ gdy o tym zapominam obwisa mi w
nieruchomą maskę.
Po co to piszę? To jedna z tych
notek, która piszę czasem by się uporządkować. Piszę je gdy jestem już w stanie
objąć spojrzeniem pewien zamknięty okres mojego życia i zinterpretować go.
Piszę to także dla moich znajomych by uświadomić ich, że myślę inaczej, inaczej
rozumiem. Ja musiałem nauczyć się prawdy, tak jak wy uczyliście się kłamać. Nie
możecie oceniać mnie wedle waszych kryteriów, bo są nieadekwatne. Wielu wam
sprawiłem ból, taki czy inny, nie sprawia mi to żadnej radości, a skutek jest
taki, że coraz więcej rzeczy przemilczam. Spycham rozmowy na inne tory,
wykonuję uniki a to wszystko może sprawiać wrażenie że się od was odsuwam. Nie
odsuwam się, może i nie potrafię być już "miły" jak kiedyś, jestem
jednak tam gdzie zawsze.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz